94
Views

Nostalgia. Wspomnienia dziesiątków wieczorów spędzonych przy kanciastej grafice. Uśmiech pojawiający się zawsze, ilekroć jakiś stary, ulubiony tytuł pojawia się w zestawieniach najlepszych gier. Masa pozytywnych emocji, które twórcy wykorzystują z różnym skutkiem i różnymi intencjami. Jak zatem zjawisko określone mianem remake gier wpływa na branżę?

Technologie produkcyjne stale zwiększają możliwości twórców, powodując prawdziwy natłok nowych produkcji. Na samym Steamie dziennie ma miejsce od kilku do kilkunastu premier! Chociaż w zdecydowanej większości są to niewielkie, niezależne gierki, to jednak – o ile są dobre – cieszą się sporym zainteresowaniem. Następstwem jest zwiększona konsumpcja tytułów, w parze z którą idzie mniejsze przywiązywanie się do nich. Oczywiście uogólniając, bo wciąż pojawiają się produkcje niezależne, które pochłaniają graczy na setki godzin. Jestem bardzo ciekaw, czy za dziesięć lat gracze będą czuli do nich taki sentyment, jaki do klasyków minionego dwudziestolecia czują obecnie ich starsi stażem koledzy.

Gwoli ścisłości – używane w tym kontekście słowa remake i remaster nie oznaczają tego samego. W różnych publikacjach spotykam się często z naprzemiennym używaniem tych pojęć, dlatego, aby nie było nieporozumień, wyjaśnijmy to. Remake gry oznacza nową produkcję opartą na przykładowo starym tytule, najczęściej wydaną kawałek czasu po oryginale. Synonimem, chociaż nie dosłownym, może być tutaj pojęcie reboot, a przedstawicielem niedawno wydany DOOM. Jeśli zaś chodzi o remaster, to jest to dokładnie ta sama produkcja wydana z na przykład lepszą grafiką. Pojęcie funkcjonuje także w innych obszarach kultury – mamy zremasterowane albumy muzyczne i filmy, więc naturalne jest, że podobne określenie należało się także grom wideo. Przykład? Ot, choćby Twierdza Krzyżowiec wydana w wersji HD.

remake gier

Klasyka

Cieszyć się, czy płakać?

Powoli dochodzimy do sedna tematu i jak to zwykle bywa, ciężko zająć jednoznaczne stanowisko. Jak wspomniałem, twórcy wykorzystują zarówno nasze dobre wspomnienia, jak i siłę marki, dzięki której w przeszłości zarobili sporo pieniędzy. Powody odświeżania gier mogą być kwestią sporną, ale osobiście wychodzę z założenia, że jeśli efekt robi wrażenie, to intencje schodzą na drugi plan. Jednakże patrząc statystycznie, lepiej przyjmują się gry będące remake’ami, aniżeli remasterami. O ile remaster wymaga od twórców przygotowania nowych tekstur, animacji czy drobnych usprawnień mechaniki, o tyle remake gier jest zdecydowanie większym wyzwaniem. Trzeba wyciągnąć ze starej produkcji dobre, sprawdzone schematy, a następnie zaadoptować je do współczesnych realiów. Realiów, w których oczekiwania graczy co do gier są nieco inne, niż dziesięć lat temu.

Skąd zatem bierze się ta różnica w odbiorze gier, tworzonych rzekomo według wspólnej myśli zaspokojenia naszej nostalgii? Odpowiedź może tkwić w samej istocie kultury. Nie od dziś wiadomo, że kiedy jakikolwiek utwór tworzony jest tylko, albo głównie dla pieniędzy, to najczęściej nie podbija serc odbiorców. Parcie na kasę zgubiło już niejednego twórcę, a brak pasji tworzenia pogrzebał niejeden ciekawy pomysł. Wystarczy spojrzeć na opinie wersji HD trzeciej części Heroesów. „Mieszane” recenzje na Steamie i ocena 65/100 w serwisie Metacritic nie wzięły się z powietrza. Gra rzeczywiście oferuje lepszą jakość tej samej, niestarzejącej się grafiki, ale sam produkt jest tylko i wyłącznie podstawową wersją. Nie posiada nawet generatora map, a za całość musimy zapłacić aż piętnaście Euro. Warto wspomnieć, że za darmo możemy pobrać nieoficjalnego moda, który z normalną wersją gry zrobi to samo, co wersja HD. Ewidentny skok na kasę fanów? Oceńcie sami.

remake gier

Age of Empires II – jedna z legend gatunku

Nie jest jednak źle. Wersja HD strategii Age of Empires II otrzymała owacje na stojąco. Nie da się ukryć, że granie w siedemnastoletnie gry na naszych dużych ekranach nie jest zbyt wygodne, dlatego na ogół samo zjawisko remasterowania jest jak najbardziej pozytywne. Problem i niezrozumienie pojawiają się jedynie wtedy, kiedy wydawca chce wzbogacić się minimalnym nakładem sił, ale cóż, przepraszam. Mamy 2016 rok i zbyt dużo ciekawych tytułów dookoła, aby zadowalać się ochłapami.

Pasja wygrywa

W przypadku remake’ów czy też reboot’ów sprawa nie jest zbyt oczywista głównie przez nieprecyzyjność tych pojęć. O ile nowego DOOM’a śmiało można nazwać rebootem serii (od poprzedniej części minęło aż 12 lat), o tyle nowego Tomb Raidera (pięć lat różnicy) już nieco mniej, chociaż twórcy sami nazywali go właśnie rebootem. Dla psychicznego spokoju przyjmijmy więc, że remake gry i reboot gry opisują produkcję stworzoną po pewnej przerwie czasowej na podstawie gry starszej. Istotne jest, że remake nie jest po prostu kolejną częścią serii ani kontynuacją. Takie Call of Duty, chociaż od kilku lat niemal identyczne, na miano remake’a nie zasługuje.

Ale dość zabaw językowych! Jak wspomniałem, stworzenie remake’a wymaga od twórców nieco większego zaangażowania, a w zasadzie ilość pracy rośnie wraz z różnicą wieku między oryginałem a nową grą. Nawet w steamowym opisie nowego DOOM’a znajdziemy, że gra jest „dostosowana do dzisiejszych standardów”. Trzeba mieć na uwadze, że pokolenia graczy się zmieniają i chociaż niewątpliwie spora część starych wyjadaczy będzie grała przez całe swoje życie, to jednak równie duża grupa niegdysiejszych graczy z tej formy rozrywki już zrezygnowała. Wystarczy popatrzeć na poziom trudności gier, na wszechobecne znaczniki, strzałki i linie wytyczające nam każdy następny krok nawet w grach z otwartym światem – tego kiedyś nie było. Nie znaczy to jednak, że kiedyś było lepiej – po prostu zmieniła się mentalność graczy i jest to naturalny proces rozwoju. Dlatego też chwała developerom z id Software, że nie poszli na łatwiznę i nie liczyli, że sama marka DOOM wystarczy do sukcesu.

remake gier

Przykłady fantastycznych powrotów i sromotnych porażek mógłbym wymieniać w nieskończoność. Jednymi z ostatnich, najgłośniejszych objawień, są niewątpliwie Metal Gear Solid V i Final Fantasy X/X-2, a warto wiedzieć, że na koniec września tego roku zapowiedziana została Final Fantasy XV. Dowodzi to, że zapotrzebowanie na nostalgię cały czas istnieje, a my – gracze – lubimy wracać do tego, co znamy. Osobiście mam kilka pozycji, których remake kupiłbym bez zastanowienia. Na szczycie tej listy jest chyba Colobot, czyli wydana przez Mantę w 2001 roku nietypowa strategia czasu rzeczywistego. Kto wie, może kiedyś weźmie się za nią porządne studio, bo póki co przy oryginalnym kodzie dłubie jedynie grupka zapaleńców. W każdym razie cieszmy się, że są w branży gier ludzie, którym nieobca jest nasza nostalgia i dobre wspomnienia, i którzy rozumieją, że fajnie jest stworzyć coś nie tylko dla pieniędzy, ale też dla pasji.

Kategoria artykułu
Nowe technologie

Możliwość opublikowania komentarza wyłączona.