Site icon MenWorld.pl

Czy wszystko “eko” jest dobre dla środowiska?

Gdy coraz częściej słyszeć możemy dyskusje na tematy związane z ochroną środowiska, samo nasuwa się pytanie, czy bycie “eko” naprawdę takie ważne. Odpowiedź, oczywiście, brzmi: tak! Dbanie o środowisko jest bardzo istotne i nie może być lekceważone. Jednak domyślić się można, że wiele firm wykorzysta ochronę środowiska jako przykrywkę do zarobienia potężnych pieniędzy.

Bycie “eko” kontra eko marketing

Na początku należy postawić jasną granicę pomiędzy działaniami pro-środowiskowymi, a marketingiem produktów, usług i firm, które działania na rzecz ekologii mają jedynie w nazwie. Teraz, gdy rośnie problem nadmiaru śmieci, niedoboru wody czy globalnego ocieplenia, każde działanie jest na wagę złota.

Czy wszystko "eko" jest dobre dla środowiska?

O tym wszystkim wiedzą oczywiście korporacje i firmy, których celem jest zarabianie pieniędzy. Idealnym do tego momentem jest rosnąca świadomość konsumentów, którzy chcieliby dołożyć cegiełkę do wspólnego wysiłku dbania o planetę. I tu na scenę wchodzi patologiczne zjawisko, nazywane najczęściej “greenwashingiem” lub po polsku “ekościemą”.

Na jakie chwyty najczęściej dajemy się złapać?

Co kochają producenci? Wielkie, kolorowe etykietki i hasła mówiące “JESTEM EKO” czy “NATURALNE SKŁADNIKI”. Co kochają konsumenci? Gdy ktoś łechta ich ego, w końcu robią coś dobrego dla środowiska. W tym wszystkim najgorsze jest to, że etykiety i hasła bardzo często działają jedynie na psychologię konsumenta, nie mając nie wspólnego z realnym wpływem na środowisko.

“W trosce o środowisko”

Za przykład niech posłuży nam InPost, firma odpowiedzialna za paczkomaty. Gdy z jednego z nich odbierzemy paczkę, uderzy nas w oczy uśmiechnięta paczka z dopiskiem “By NIE MARNOWAĆ PAPIERU potwierdzenie wyślemy mailem”. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, my nie zbieramy zbędnych świstków, nie marnujemy papieru.

Czy jednak działanie to było wycelowane w ochronę środowiska? W mojej ocenie zupełnie nie. Jeden prosty trik, a nie dość, że konsument zadowolony bo nie zbiera papieru, firma buduje lepszy PR, bo w końcu wspiera ochronę środowiska, to dodatkowo przedsiębiorstwo kolosalnie tnie koszty. Wyobraźmy sobie, że w każdym jednym paczkomacie należałoby teraz umieścić dodatkowe drukarki (sam w sobie koszt ogromny) to jeszcze potrzebni by byli ludzie by regularnie jeździć do każdego z nich uzupełniając papier czy toner. Choć cała ta sytuacja jest nieszkodliwa, działać może jako świetny przykład greenwashingu, gdzie firma redukuje koszty i zyskuje dobry PR pod pozorem ochrony środowiska.

“Naturalne składniki”

Ile razy będąc w drogeriach czy aptekach jak Rossmann czy Superpharm na większości produktów widzimy ten piękny i jakże pusty slogan “na bazie/stworzone z naturalnych składników”. Nie zapominajmy, że napis musi również być zielony, ale nie kłujący w oczy, by podświadomie zaznaczać swoją ekologiczność. Zazwyczaj te naturalne składniki podane są w jakimś dość wysokim procencie (96%! 98%!!!), stwarzając dodatkowo wrażenie bardziej przyjaznych środowisku, jednocześnie rzadko podając 100%, w końcu to może wyglądać już trochę podejrzanie.

Czy wszystko "eko" jest dobre dla środowiska? Kilka słów o ekościemie, środowisku i ekomarketingu
/Starline/freepic.com

Znaczy to w dużej mierze tyle, że te 5, 4 czy 2% składu to substancje, które wytworzyć możemy TYLKO syntetycznie, nie występują one w środowisku naturalnym. Czy pozostałe 90-parę % składników pochodzi z natury? Nie, są bardzo często również efektem produkcji syntetycznej, nieporównywalnie tańszej i szybszej. Wystarczy fakt, że mogą być pochodzenia naturalnego, choć wcale nie muszą.

W opinii publicznej często słowo naturalny utożsamiany jest ze słowem zdrowy, nie ma w nim przecież tej jakże paskudnej chemii i się człowiek w końcu nie truje. Tu trzeba pamiętać, że naturalny sugeruje tylko pochodzenie, a nie właściwości. Jad osy również jest pochodzenia naturalnego, jednak nikt dla przyjemności go w siebie nie aplikuje.

Nie wspomnę już również o tym, że część z tych etykietek, odznak i certyfikatów na produktach całkowicie mija się z prawdą, nie mając potwierdzenia w żadnych miarodajnych badaniach. Jeszcze mocniej wpuszcza za to konsumenta w bańkę i poczucie tego, że robi coś dobrego kupując ich produkt.

Cieszmy się, że nasz dezodorant nie zawiera gazu musztardowego

Produkty i usługi uwielbiają podkreślać swoje dobre strony w dwojaki sposób. Sprowadza się to zazwyczaj do podkreślenia swoich zalet (np. wyżej wymienione naturalne składniki) lub podkreślenia, że nie mają wad. Może to być bardzo przydatne, chociażby szukając odpowiedniego szamponu, dobrze z góry wiedzieć, ze nie zawiera SLS bez potrzeby zagłębiania się w jego skład. Gorzej jest, gdy podkreślane są dość absurdalne rzeczy.

Za flagowy przykład mogą służyć freony. Te związki chemiczne, używane w produkcji np. lodówek, miały bardzo duży wpływ na powiększanie się dziury ozonowej, przez co zostały zakazane w użytku w praktycznie wszystkich krajach na świecie. Pomimo tego, że były one prawnie zakazane, na wielu produktach można było znaleźć wielkie napisy BEZ FREONU. Dzięki Bogu, że producenci tego produktu łaskawie nie użyli czegoś, czego i tak użyć nie mogli.

Czy całkowicie ignorować zielony marketing?

Biorąc pod uwagę istotność ochrony środowiska, które nas otacza, nie możemy być całkowicie bezczynni. Wiele z opisów produktów może być dla nas naprawdę użyteczne w ocenie, który produkt / usługę wybrać i zakupić, a którego nie wspierać. Przy tak ogromnym natłoku producentów, oferujących tysiące towarów niemożliwym jest wręcz bycie stale czujnym, czytając i weryfikując każdą linijkę tekstu czy etykiety.

Powinniśmy jednak być na tyle czujni, by przynajmniej częściowo filtrować napływ informacji, który do nas płynie. Pozwoli nam to oddzielić produkty naprawdę będące ekologicznymi, od tych, które są jedynie ekościemą.

Źródła: Why Being ‘Environmentally Friendly’ Is A Scam, ASAPScience; Wikipedia

Exit mobile version