Firma Apple słynie z wysokiej ochrony prywatności. Świadczy o tym jedna z aktualizacji, która wymagała podania przez każdą aplikację uprawnień jakie potrzebuje. Wówczas okazało się, że niektóre programy potrzebują wręcz kuriozalnych uprawnień do działania. Była to dobra zmiana dla posiadaczy telefonów iPhone. Tym razem firma z Cupertino zacznie kontrolować użytkowników. Mimo, że ma to na celu wyłapanie przestępców, nie możemy mieć pewności do czego firma jeszcze tego użyje.
Apple zastosuje niezłą zagrywkę, bowiem będzie mogła to usprawiedliwiać ochroną dzieci. Tym samym łamie pewną granicę, która uważana jest za nieprzekraczalną i będzie operować na lokalnych danych. Do tej pory skanowanie plików miało miejsce jedynie w przypadku tych przechowywanych w chmurze.
Tym sposobem slogan „co dzieje się na iPhone’ie, zostanie na iPhone’ie” przestaje być aktualny. Dziwi mnie ta sytuacja, bowiem firma ciągle chwali się ochroną prywatności, a tu plany na taki krok. Przedsiębiorstwa uwielbiają szyfrowanie, ponieważ mogą dzięki temu sprzedać prywatność jako produkt. Za to bardzo nie lubi tego rząd USA. Chociażby prokurator William Barr uznaje szyfrowania end-to-end jako zagrożenie terrorystyczne.
Firma Apple nie komentuje sprawy, a rządy też nie chcą niczego zdradzać. Można tu jedynie przytoczyć spekulacje. Najbardziej przekonującą hipotezą jest to, że firmy są stawiane przed wyborem: usunąć szyfrowanie lub zezwolić na analizę treści bez zaszyfrowania. Tu nawet najwięksi producenci nie są w stanie opierać się presji ze strony FBI w nieskończoność.
W jaki sposób Apple będzie sprawdzać treści?
Uspokoję Was. Lokalny skan nie będzie polegać na analizie zdjęć itp., a na porównywaniu sumy kontrolnej uogólnionej postaci zdjęcia ze sztywną bazą nielegalnych treści utrzymywaną przez federalne biuro śledcze. Co więcej, to rozwiązanie ma działać tylko w USA i ma dotyczyć tylko zdjęć, które będą „odkładane” na chmurę iCloud. Zdjęcia, które będą początkowo pasować do bazy, trafią do ręcznej analizy. Jest w tym wszystkim sporo powodów do obaw. Mam na myśli m.in. fałszywe detekcje oraz wielkość i zakres tematyczny bazy, która nie podlega kontroli żadnej instytucji. Władze federalne dostarczają treści, ale nie odpowiadają za jakość bazy.
Śledzenie również w innych krajach?
Gdy funkcja zacznie działać w USA, inne państwa również mogą chcieć czegoś podobnego. Może to trafić również na inne systemy takie jak Android czy nawet na komputery z Windows, Linus i MacOS. Nie mamy pewności czy władze nie wykorzystają tego do innych celów. Nie możemy być również pewni zamkniętego oprogramowania, które tylko wynajmujemy. Tym sposobem Apple będzie sprawdzać treści początkowo na telefonach, a kto wie co będzie dalej.