Już na wstępie napiszę – będzie krótko i na temat. Kobieta zleca Ci misję: zrób romantyczny nastrój. OK, świeczki, jakieś kwiatki i inne gadżety masz. Co z oświetleniem? No właśnie. Przecież nie będziesz żyrandolu oklejał bibułą, prawda? Z pomocą przychodzą żarówki Woox. Tak się stało, że przetestowałem dwie: R5076 i R5077.
Może to śmieszne, ale żarówka jaka jest każdy wie. LED-owe są według mnie o wiele lepsze od tradycyjnych. Przede wszystkim, rzecz jasna ich atutem jest niski pobór prądu. Druga rzecz, ale to już w tych zaawansowanych to możliwość zmiany barwy. W sumie zawsze chciałem spróbować tego, jak działa oświetlenie składające się właśnie z takich produktów. Wpadły mi do testów dwa modele, które przede wszystkim różnią się trzonkiem oraz ogólnie wyglądem zewnętrznym. Zasada działania, jak i aplikacja dostarczona przez producenta jest taka sama. Sprawdźmy więc, jak żarówki Woox sprawdzają się w praktyce.
Woox R5076
Pierwsza z nich oferuje temperaturę barwową na poziomie 2700K. Jest to więc ciepła biel, której bliżej do żółtego, niż mroźnego, laboratoryjnego wręcz koloru białego. Moc? 4,5 W. Jest to odpowiednik 40W żarówki tradycyjnej. Woox R5076 wykorzystuje do łączności ze smartfonem domową sieć Wi-Fi. Zagłębiając się w temat, router musi oferować łączność 802.11 b/g/n i pracować w częstotliwości 2,4 GHz. Warto zauważyć, że model ten współpracuje z Amazon Alexa i Google Assistant. Czyli? Mając urządzenie smart możecie “powiedzieć”, aby żarówka zmieniła kolor i tak dalej. Z racji tego, że Woox R5076 oferuje paletę RGB możecie wręcz dowolnie zmieniać barwę.
A więc jeśli kobieta powie Ci: zrób romantyczny nastrój, Ty będziesz niczym James Bond mógł uruchomić swój gadżeciarski smartfon wyposażony w dedykowaną aplikację aby dostosować kolor światła według potrzeby danej chwili. Kurczę, miał być test, a ja zabawiam się w marketingowca. No nic, idźmy dalej. Model ten ma trzonek E14, a więc tak zwany wąski gwint. Jej wymiary to 37 x 37 x 107 mm. Jeśli chodzi o warunki “pogodowe”, żarówka będzie działać od -10 do 40 stopni Celsjusza. Podobno jej żywotność to 30 tysięcy godzin. Liczmy, że będzie świeciła trzy godziny dziennie. Według moich zaawansowanych obliczeń powinna pracować przez kolejne… kilka długich lat.
Woox R5077
Model z trzonkiem GU10, który znamy z halogenów zamontowanych w sufitach podwieszanych. Tak naprawdę różnic w obu modelach jest jak na lekarstwo. Pomijając wspomniany trzonek, czy wymiary, które w tym przypadku wynoszą 50 x 50 x 70 mm. Tak, tutaj także żarówka współpracuje z Wi-Fi 802.11 b/g/n 2.4 GHz. Tak, również posiada RGB. I na kocu tak, również oferuje temperaturę barwową wynoszącą 2700K. Barwa ciepła, żółta, delikatna. Tak, w tym przypadku również możesz dowolnie (za sprawą RGB) modyfikować kolor, z jakim świeci żarówka.
Żarówki Woox – test praktyczny
Zacznijmy od tego, że oprócz żarówki Woox umieszczonej w bardzo ładnym opakowaniu otrzymujemy instrukcję obsługi. Jest polski język? Niet. Przykro mi, musicie sobie radzić. No dobrze, zamontowaliście ją, pobraliście aplikację Woox Home, która jest dostępna zarówno na iOS jak i Androida. Co dalej? Czas zarejestrować się w oprogramowaniu, które jest dziwne. To znaczy fajne pod kątem intuicyjności, ale… trochę po polsku, a trochę nie. Najważniejsze, że jest jedna aplikacja do wszystkich produktów Woox, bo różne cuda już w swoim życiu widziałem.
Oprogramowanie prowadzi nas krok po kroku przez wszystkie etapy konfiguracji. Niby są one łatwe, ale biada tym, którzy przypadkowo zresetują żarówkę. Przywrócenie jej do działania wymaga nie lada cierpliwości. Nie rozumiem w sumie dlaczego dostępne są dwa tryby parowania. Ale OK, tak sobie producent wymyślił, więc trzeba to zaakceptować. Po poprawnym przejściu połączenia żarówki z naszym domowym Wi-Fi możemy zacząć z niej korzystać. Obsługa jest banalna, bowiem za pomocą suwaka zmieniamy kolor, bądź aktywujemy barwę “tradycyjną”, inaczej nazywaną przeze mnie fabryczną.
Żarówki Woox jak na gadżet dla geeka przystało oferują kilka fajnych funkcji
To znaczy wiecie, można się zaśmiać, bo przecież co taka żarówka może? Chyba nie gra. A no nie, bo głośnika w sobie wbudowanego nie ma. Mam nadzieję, że mikrofonu też nie, bo nie chciałbym aby słuchała mojego chrapania. Fajną funkcją jest na przykład ta, która potrafi włączyć ją, kiedy w naszej lokalizacji zapadnie zmrok. Działa to dobrze, aczkolwiek ustawienie tej opcji pozostawia wiele do życzenia. Jakieś takie dziwne znaczki się pojawiają, jakieś taski itd. Oczywiście połowa rzeczy po polsku, połowa po angielsku.
Co ciekawe, producent pozwala na jeszcze więcej “scenariuszy”. Przykładowo żarówka może włączyć się w zależności od tego, jaka będzie na zewnątrz temperatura, wilgotność, prognoza pogody, a nawet prędkość wiatru. Mają rozmach…