126
Views

Inflacja to pojęcie, którym często “straszą” nas ekonomiści. Nieraz spotkać się można było z ludźmi, dla których każdy wzrost cen to wina inflacji. Czy jednak mamy poważnie czego się obawiać? Czy wiąże się ona z kryzysem? Na te pytania postaram się dziś odpowiedzieć.

Czy każdy wzrost cen jest inflacją?

Absolutnie nie. Fakt, że coś podrożało może wynikać zarówno z polityki producenta, wprowadzenia lub podwyższenia podatków, które dotykają dany produkt czy zwykły chwyt marketingowy, by podwyższyć cenę a następnie delikatnie ją obniżyć nazywając to “promocją”. Rosnące ceny na pojedyncze produkty nie muszą oznaczać zbliżającego się kryzysu i konieczności trzymania pieniędzy skarpecie.

Często jako konsumenci podświadomie nabieramy się na bijące w oczy i krzyczące do nas “okazje

Inflacją jest jednak wzrost ogólnego poziomu cen, w każdym sektorze rynku. Rośnie wtedy cena zarówno produktów jak i usług (np. pójście do fryzjera czy kosmetyczki jest nieraz o kilkanaście jak nie kilkadziesiąt złotych droższe niż kilka lat temu).

Czy przeciętny Kowalski jest to w stanie zauważyć? Ależ oczywiście, że tak! Rosnące ceny widzimy od lat poczynając od niezbędnych do życia produktów. Przykładem może być cena zupełnie podstawo jak np. chleba, który kiedyś kosztował nawet w granicach 1,50zł, a w ciągu następnych lat jego cena systematycznie rosła oscylując teraz w granicach 3 złotych. Inflacja nie odnosi się ona jednak tylko do podstawowych dóbr jak żywność czy paliwo, lecz także wzrost cen odczuć mogą ludzie szukający sprzętu AGD czy wynajmujący od kogoś mieszkanie.

Co wywołuje i napędza inflację?

W ekonomii jej źródła dzielimy na dwie główne grupy: inflację podażową i popytową. Przełóżmy to teraz z polskiego na nasze i wyjaśnijmy po krótce co to oznacza.

Inflacja łączy się z nagłym, nieopanowanym 
wzrostem cen
Inflacja. Czy naprawdę taki diabeł straszny jak go malują?

Inflacja popytowa, w ogromnym uproszczeniu, wiąże się ze wzrostem ilości pieniądza w obiegu. Często “dodrukowanie” pieniędzy zmniejsza tylko ich realną wartość. Jednak zwięszkenie jego ilości często jest nieuniknione w obliczu kryzysu. W związku z pandemią koronawirusa, wystosowana została przez rząd tarcza antykryzysowa. Zapewniała ona wstrzymującym działalność firmom pieniądze potrzebne do przetrwania okresu stagnacji. Jednak niezbędne było do tego dodrukowanie pieniędzy. NBP zapewniło jednak, że nie przekroczy to spekulowanej wartości inflacji.

Czytaj także: BREXIT I JEGO EKONOMICZNE SKUTKI. POLEXIT?

Inflacja podażowa natomiast, również w uproszczeniu, ma związek z rosnącymi kosztami produkcji. Ciągną one za sobą wzrost cen, a by stopa życia się nie obniżyła należy podnieść pensje… I tworzy się błędne koło, w którym każdy chce więcej pieniędzy. Wpływ na nią mają również podwyżki podatków jak np. VAT czy akcyzy.

Czy naprawdę każda inflacja jest tak niebezpieczna?

Tu znowu odpowiedzią jest nie, nie każda. Jedną z głównych funkcji NBP jest zapewnienie stabilnego poziomu cen, czyli stopy inflacji w granicach od około 1,5% do maksymalnie 3,5%. Przy takiej poziomie stopy nie jest ona ani groźna ani… w zasadzie nijaka. Trzyma stabilny poziom cen, nie wywołując żadnych nagłych zjawisk rynkowych ani też nie wywołuje zmiany zachowań kosumentów.

Natomiast zarówno bardzo niska, jak i wyższa od normy może przynieść naprawdę bardzo poważne konsekwencje. Inflacja rzędu wyższego od około 5% prowadzić może do wzrostu cen, za którym nie nadąży wzrost płac, nastąpi efekt kuli śniegowej a ceny dalej będą rosnąć, jeśli rząd nie podejmie żadnych ku temu kroków. Im wyższa inflacja tym bardziej biedniejemy, czego efektem jest np. sytuacja w Wenezueli, gdzie nieudolne rządy Maduro przyniosły wzrost cen rzędu nawet 32 mln %(!). Przyczyniło się to nawet nie emigracji, a desperackiej ucieczki z pogrążonej w kryzysie Wenezueli, gdzie nikogo nie było stać, by po prostu przeżyć.

Bardzo niska inflacja, poniżej 1,5% może natomiast prowadzić do deflacji. Początkowo sam proces może wydawać się wręcz pozytywny, w końcu ceny spadają to czego chcieć więcej? Lecz nie jest to takie proste. Jeśli ceny będą wciąż maleć, producentom nie będzie opłacało się nic produkować, w końcu nie będzie z tego dostatecznych dochodów. Również inwestorzy wstrzymują działania czekając na możliwy dalszy spadek cen.

Inflacja. Czy naprawdę taki diabeł straszny jak go malują?

Jak to wygląda w Polsce?

Największe spekulacje co do wzrostu cen były przy wprowadzeniu programu 500+. Wiele osób zakładało, że by sfinansować cały program socjalny konieczny będzie dodruk pieniędzy, a zatem też i wzrost inflacji. Nie zdarzyło się to jednak, a poziom cen na rynku pozostał w normie. Jak więc sfinansowano program? A jakże, zwięszkonymi podatkami, których skutek odczuwamy na co dzień obserwując. Jeśli chodzi o poziom cen, największy skok nastąpił wraz z upadkiem ZSRR oraz zmianami ustrojowymi w Polsce.

Inflacja i wzrost cen,  dane z GUSu
W latach 1988-1992 inflacja bardzo dała się ludziom we znaki, ciężko było przestawić się z zarabiania w milionach na tysiące.

Obecnie wszystko wygląda stabilnie i nastąpił delikatny wzrost związany z kryzysem w czasach pandemicznych. Mimo że wielu ekonomistów ostrzega o zbliżającej się inflacji do tej pory nie odczuliśmy żadnych dotkliwych jej skutków. Co jednak zadzieje się na rynku w przyszłości ciężko przewidzieć, inaczej każdy ekonomista byłby również milionerem 🙂

Na rynku europejskim jednak plasujemy się w inflacyjnej czołówce, bo jeśli chodzi o jej wysokość mamy najwyższą w Europie, na poziomie  3,2%. Tuż za nami utrzymują się Węgrzy oraz Czesi.

Kategoria artykułu
Biznes · Ciekawostki

Możliwość opublikowania komentarza wyłączona.