Hyundai Ioniq Electric: Elektryczny, ale nie elektryzujący

Samochody elektryczne na dobre rozpanoszyły się na rynku i stają się coraz większą jego częścią. Jakiś czas temu mieliśmy do wyboru tylko kilka dziwolągów ze śmiesznym zasięgiem. Dziś, jeśli dysponujemy odpowiednim budżetem, kupimy nawet sportowego SUV-a z nadwoziem coupe. Hyundai Ioniq Electric stanowi nieco bardziej rozsądną alternatywę dla tych, którzy chcą z auta elektrycznego korzystać na co dzień, a nie tylko od święta.

Już wielokrotnie podkreślałem, że bardzo lubię jeździć elektrykami. Pozwalają się zrelaksować, odpocząć od hałasu, a jednocześnie podróżować dynamicznie i szybko. Największe zalety odczujemy oczywiście w mieście i na peryferiach, bo gdy zaplanujemy dalsze wojaże, problemem będzie oczywiście zasięg. Tak, elektryki mają dla mnie dwie podstawowe wady, z czego jedna z nich nie tyczy się konstrukcji, a infrastruktury. Zasięgi w większości przypadków całkowicie wykluczają dalsze podróże. Jeśli zasięg przekracza te rozsądne 300 km, to na przeszkodzie staje infrastruktura, która w Polsce jest tragiczna. O ile w większych miastach nie jest źle, tak w mniejszych miejscowościach lub na trasach stacji ładowania jest jak na lekarstwo.

Hyundai Ioniq Electric nie zaskakuje, chyba, że ceną

Hyundai Ioniq Electric to bardzo rozsądna propozycja, oferująca silnik o mocy 136 KM, przyzwoite osiągi w mieście, nieco gorsze w trasie, baterię o pojemności 38,3 kWh i realny zasięg około 300 kilometrów. Oczywiście na zasięg wpływ ma mnóstwo czynników: od stylu jazdy, po pogodę. Jeśli jest w miarę ciepło, czyli tak, abyśmy nie musieli korzystać z klimatyzacji, będziemy jechać spokojnie i nie szybko, zasięg na pewno zbliży się do 300 km. Zimą, przy minus 15 stopniach, w trasie przy 120 km/h, zasięg zmniejszy się nawet o połowę. Taki urok elektryków.

Hyundai Ioniq Electric jest autem bardzo komfortowym, świetnie wyposażonym i w miarę dynamicznym. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje niecałe 10 sekund, ale to w sprincie do 50-60 km/h elektryk, nawet o tak skromnej mocy, potrafi zawstydzić niejednego sportowca na ulicy. Podczas jazdy z prędkością do 90-100 km/h jest przyjemnie. Bo i dynamika nie zawodzi, zasięg również nie maleje zbyt drastycznie. Gorzej jest z prędkościami 120-140 km/h. Owszem, auto rozpędzi się do tej prędkości dość żwawo, ale wyprzedzanie kolumny ciężarówek nie będzie już tak sprawne. Powyżej 120-130 km/h Ioniq wyraźnie dostaje zadyszki i nie przyspiesza zbyt chętnie. Zresztą prędkość maksymalna to 165 km/h.

Sportowiec – kanapowiec?

Ogólnie auto ma bardzo wystarczające osiągi, adekwatne do mocy i charakteru. Nie ma tu za grosz sportu, jest za to sporo komfortu i przyjemnego spokoju. Zresztą przy wyższych prędkościach zasięg spada szybciej niż szczerość polityków po wyborach, więc szybka jazda nie jest wskazana. Zresztą, Hyundai Ioniq Electric niczym nie zachęca do szybkiej i agresywnej jazdy. Nie wygląda zadziornie i dynamicznie, w środku również nie ma sportowych dodatków, więc po co udawać coś, do czego się nie nadaje? Zawieszenie jest dość miękkie, nieco przechyla się na zakrętach, ale jest to w pełni akceptowalne i pasuje do tego auta. Zresztą pakiet baterii waży swoje i czuć tą masę na ostrzejszych zakrętach.

Zamiast głupich wyczynów lepiej się odprężyć i cieszyć się jazdą w ciszy i przy akompaniamencie niezłego zestawu audio Infinity, który jest dostępny w dwóch wariantach bez dopłaty. Poza tym wyposażenie jest w zupełności wystarczające i trudno doszukiwać się braków. Stylistyka wnętrza również podpowiada, że mamy do czynienia z autem elektrycznym. Jest odrobinę ekscentrycznie, ale wszystko w granicach dobrego smaku. Po prostu jazda tym samochodem jest przyjemna, relaksująca, nieco znieczulająca i bardzo spokojna. I tak ma być. Ja to kupuję!

Hyundai Ioniq Electric się ceni…

No, może z tym kupowaniem przesadziłem, bo ceny są dość wysokie. Poza tym, jeśli spojrzymy na konkurencję, która rośnie w siłę, zaczniemy mocno zastanawiać się nad zakupem. Za odmianę Premium zapłacimy 184 500 złotych, a za topową Platinum 196 600 złotych. W tej wyższej dostaniemy pełny pakiet bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy, podgrzewane i wentylowane fotele przednie z elektrycznym sterowaniem, podgrzewane miejsca skrajne na kanapie, cyfrowe zegary, skórzaną tapicerkę i przyciemniane szyby. Nieźle, ale cena blisko 200 000 złotych trochę zbija z tropu.

Sęk w tym, że konkurencji daleko nie musimy szukać, bowiem jest ona… w tym samym salonie i nazywa się Kona Electric. Teraz odświeżony model kosztuje co najmniej 174 900 złotych, a w topowej odmianie ponad 200 000. Ma on jednak jedną, ogromną zaletę – ma baterię 64 kWh i zasięg nawet 480 kilometrów. Różnica jest kolosalna.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Reklama