Weterynarz – dla wielu to po prostu „ten od zwierzaków”, do którego idziemy, gdy nasz pupil źle się czuje. Ale za drzwiami gabinetu kryje się coś więcej niż tylko profesjonalizm i wiedza. To ogromne emocje, stres, a czasem nawet bezsilność. Najnowsze badania pokazują, że 9 na 10 weterynarzy odczuwa presję ze strony właścicieli zwierząt, a ponad 60% żyje w chronicznym stresie związanym z pracą. Brzmi znajomo? Niestety tak wygląda codzienność ludzi, którzy każdego dnia ratują życie naszych psów i kotów.

I od razu powiem – to temat, który jest mi bliski. Mam w domu dwa psy i dwa koty, więc kontakt z weterynarzami to moja codzienność. Wiem, jak bardzo ich praca jest dla mnie ważna – ale też widzę, jak łatwo ludzie zapominają, że to nie są cudotwórcy, tylko ludzie z ogromnym obciążeniem.
Emocje pod presją
Zawód lekarza weterynarii najczęściej kojarzy się z empatią, pasją i miłością do zwierząt. I to prawda – ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Rzadko mówi się o tym, co dzieje się po drugiej stronie: stres, presja finansowa, traumatyczne decyzje związane z eutanazją czy frustracja właścicieli, którzy oczekują cudu w sytuacji, gdy medycyna ma swoje granice.
Z raportu przygotowanego we współpracy marki Brit Veterinary Diet z Vethink Academy wynika, że 82% lekarzy weterynarii doświadcza nieuzasadnionej krytyki, a co trzeci czuje się wypalony zawodowo. To nie są liczby – to realni ludzie, którzy czasem po dyżurze wracają do domu psychicznie zdruzgotani.
„To zawód, który łączy ogromną wiedzę medyczną z codziennym obcowaniem z emocjami – zarówno własnymi, jak i opiekunów zwierząt” – podkreśla Ewelina Pawlińska z Brit. I trudno się z tym nie zgodzić.

Kampania, która pokazuje prawdę
Dlatego powstała kampania społeczna „Oblicza Weterynarii”. Jej celem jest pokazanie kulis tej pracy i przypomnienie, że za stetoskopem i uśmiechem kryje się człowiek. Nie maszyna, nie cudotwórca – człowiek, który każdego dnia podejmuje najtrudniejsze decyzje.
„Hejt boli. Czas spojrzeć na weterynarzy nie tylko jako specjalistów, ale jako ludzi – często bardzo zmęczonych i obciążonych psychicznie” – mówi dr Magda Firlej-Oliwa, ambasadorka kampanii.
I to jest właśnie sedno sprawy – bo często właściciele zwierząt, kierowani emocjami, swoją frustrację wylewają na lekarzy. A przecież ci ludzie robią wszystko, co w ich mocy, przy ograniczonych możliwościach i w ramach budżetów, które nie zawsze pozwalają na najlepsze leczenie.

Weterynarz to nie tylko lekarz
Lekarze sami przyznają: muszą być jednocześnie medykami, psychologami i powiernikami emocji właścicieli. Czasem to oni płaczą razem z nami, kiedy trzeba pożegnać zwierzaka. Ale kto płacze z nimi?
„Presja, z którą się mierzymy, rzadko bywa widoczna na zewnątrz” – mówi dr Michał Barczykowski, ambasador kampanii. I dodaje, że zmiana społecznej narracji jest konieczna.
Wsparcie, które ma sens
Na szczęście kampania to nie tylko plakaty i hasła. W ramach akcji uruchomiono ogólnopolski program wsparcia psychologicznego dla lekarzy weterynarii. Mogą korzystać z bezpłatnych konsultacji ze specjalistami, którzy rozumieją specyfikę tego zawodu. Do tego organizowane są warsztaty i webinary, które uczą rozpoznawania wypalenia zawodowego, radzenia sobie ze stresem i sięgania po pomoc – bez tabu.
To bardzo potrzebne, bo w tej branży łatwo o poczucie osamotnienia. A przecież ci ludzie codziennie niosą odpowiedzialność za życie i zdrowie naszych pupili.

Hejt boli. Zaufanie pomaga.
Patrząc na to z perspektywy właścicielki psów i kotów, wiem jedno – chcę, żeby lekarze moich zwierzaków czuli się docenieni. Chcę, żeby mieli siłę i wsparcie, bo wtedy lepiej pomagają też moim czworonogom.
Każdy pozytywny komentarz, każde „dziękuję” czy nawet chwila zaufania ma znaczenie. Zamiast krytyki, spróbujmy dać im trochę empatii. To naprawdę niewiele kosztuje, a dla nich może być ogromną różnicą.
Dlatego warto, byśmy wszyscy spojrzeli na pracę weterynarzy z większym zrozumieniem. Oni nie tylko leczą nasze zwierzęta, ale też dźwigają ciężar naszych emocji. Każde słowo wsparcia ma realną moc – może być tym, co doda im siły w trudnym dniu. Zamiast pochopnej krytyki, spróbujmy wybrać życzliwość. To gest, który nic nie kosztuje, a potrafi zmienić naprawdę wiele.
Bo hejt boli. A dobre słowo – leczy.
Przy okazji sprawdź nasz test MOVA G1 Pro.