Rynek luksusowych samochodów elektrycznych zrobił się ostatnio naprawdę gorący. Na horyzoncie pojawił się nowy gracz, który ma szansę namieszać w segmencie zdominowanym do tej pory przez Teslę, Porsche czy Mercedesa. Mowa o Exlantix ES – w pełni elektrycznej limuzynie premium, która właśnie oficjalnie zadebiutowała w Europie. I nie jest to tylko kolejna „elektryczna salonka”. Producent zapowiada wręcz nową definicję luksusu i osiągów.

Brzmi jak marketingowa gadka? Być może. Ale kiedy przyjrzymy się bliżej danym technicznym, projektowi i wnętrzu – trudno nie poczuć, że faktycznie mamy do czynienia z czymś wyjątkowym.
Exlantix ES to rakieta na czterech kołach
Pod maską (a właściwie pod podłogą, bo to przecież elektryk) Exlantix ES kryje dwa silniki i napęd na wszystkie koła. Łączna moc – 353 kW, czyli około 480 KM. Brzmi solidnie, a w praktyce oznacza sprint do setki w 3,7 sekundy. Tak, to limuzyna, a nie auto stricte sportowe, a jednak na światłach zawstydzi większość hot hatchy.
Kiedy trzeba się zatrzymać, również nie ma problemu – dzięki sześciotłoczkowym hamulcom auto wytraca prędkość ze 100 km/h na dystansie zaledwie 33 metrów. To parametry, których nie powstydziłby się torowy zawodnik.
Całość pracuje w oparciu o nowoczesną architekturę 800 V i ogromny akumulator 100 kWh. Dzięki temu nie tylko mamy solidny zasięg – około 600 km (WLTP) – ale też niesamowitą wygodę ładowania. Podczas krótkiej kawowej przerwy możemy uzupełnić baterię z 30% do 80% w 15 minut. Producent chwali się, że zestaw przeszedł ekstremalne testy: od wielogodzinnego zanurzenia w wodzie po crash-testy w skrajnych warunkach.

Inteligencja na pokładzie
Exlantix ES nie jest tylko szybki – jest też sprytny. Samochód dostał pakiet asystentów kierowcy nazwany „Falcon Pilot”. W podstawie mamy radar, czujniki i kamery, które pozwalają na półautonomiczną jazdę na poziomie 2+. Auto samo zwalnia, przyspiesza, trzyma pas i rozpoznaje znaki.
W droższych wersjach dochodzi jeszcze LiDAR, który znacząco rozszerza możliwości systemu. Efekt? Auto bez stresu poradzi sobie zarówno na autostradzie, jak i w miejskim korku.
Cała platforma infotainment bazuje na Snapdragonie od Qualcomma i systemie HarmonyOS od Huawei. Brzmi kosmicznie, ale w praktyce oznacza szybkie działanie, aktualizacje OTA i możliwość integracji z inteligentnym domem. Chcesz włączyć światła w salonie jeszcze zanim zaparkujesz? Nie ma sprawy.
Do tego dochodzi cyfrowy kokpit z 9,2-calowym ekranem przed kierowcą, centralnym wyświetlaczem 15,6” 2,5K i oczywiście klasyczny HUD. A wszystko spina asystent głosowy AI, który zrozumie więcej niż tylko „nastaw temperaturę”.

Luksus w wydaniu eco
Producent twierdzi, że projektując Exlantix ES, inspirował się „estetyką wiatru”. Faktycznie – sylwetka auta jest aerodynamiczna i elegancka, a współczynnik oporu powietrza to tylko 0,205 Cd. Efekt? Cisza w kabinie, lepszy zasięg i wygląd, który przyciąga spojrzenia.
Do tego mamy inteligentne reflektory LED, które potrafią nie tylko świecić, ale też wyświetlać komunikaty – od poziomu baterii, po prognozę pogody. Ukryte klamki, aktywny tylny spojler i minimalistyczne detale sprawiają, że auto wygląda naprawdę nowocześnie.
W środku – pełen luksus, ale w duchu ekologii. Materiały? Wegańska skóra, włókna lniane, drewno i skóra Nappa klasy 5A. Fotele oczywiście mają pełen pakiet – wentylację, masaż, pamięć ustawień, podgrzewanie. A do tego ukryte w zagłówkach głośniki, które są częścią 23-głośnikowego systemu audio Sky Sound.
Nie zabrakło też klimatu – dosłownie i w przenośni – bo całość dopełnia ambientowe oświetlenie, które można dostosować do nastroju. Poczucie przestrzeni potęguje ogromny, panoramiczny dach. Z kolei rozstaw osi wynoszący 3 metry sprawia, że miejsca jest tyle, co w limuzynach klasy biznes.
Filozofia „demokratyzacji luksusu”
Exlantix nie ukrywa, że chce ugryźć kawałek tortu, który do tej pory był zarezerwowany dla europejskich gigantów premium. Czym się wyróżnia? Po pierwsze – ceną (choć oficjalnych europejskich stawek jeszcze nie podano, w Chinach auto kosztuje znacznie mniej niż niemiecka konkurencja). Po drugie – tym, że w standardzie dostajemy wiele rzeczy, które u innych marek są płatnymi dodatkami.
To właśnie producent nazywa „demokratyzacją luksusu”. Innymi słowy – mniej kombinowania w konfiguratorze, więcej radości z gotowego auta.
Pierwsze recenzje z Chin mówią o świetnej jakości wykonania, płynnej jeździe i designie, który w niczym nie ustępuje europejskim konkurentom. To miks wschodniego rzemiosła i zachodniego luksusu, który może mocno namieszać na rynku.

Co dalej?
Exlantix ES to dopiero początek. Marka zapowiada całą gamę kolejnych modeli – elektrycznych i hybrydowych – które mają łączyć innowacyjność, elegancję i zrównoważony rozwój. W skrócie: to wejście smoka do segmentu premium.
Producent zachęca hasłem: „Poczuj przyszłość luksusu”. I patrząc na to, co pokazali w Exlantix ES, trudno się nie zgodzić, że ta przyszłość jest naprawdę ekscytująca.
Podsumowanie
Exlantix ES to samochód, który łączy osiągi supersamochodu, komfort limuzyny i technologię rodem z futurystycznych konceptów. Ma moc, ma styl, ma inteligencję i ma coś, czego czasem brakuje innym elektrykom – charakter.
Czy zawładnie europejskimi ulicami? To się okaże. Jedno jest pewne – konkurencja nie może spać spokojnie. P.S. jeśli chcesz poczytać o tej marce, odwiedź stronę Wikipedii poświęconą Exlantrix. Gdybyś znalazł czas, sprawdź polską ofertę Chery TIGGO 8.