Hola! Tak wita nas nowy Seat Leon gdy wsiadamy za jego kierownicę. I muszę przyznać, że to przywitanie i pierwsze wrażenie, gdy miałem okazję przez kilka godzin jeździć hiszpańską nowością po ulicach Warszawy było niezwykle pozytywne. Na tyle, że chciałbym z tym autem spędzić więcej czasu? Zdradzając zakończenie już na początku – zdecydowanie tak!
Pierwsze wrażenie
Miałem okazję przejechać się wszystkimi z czwórki rodzeństwa tj. Skodą Octavią, Volkswagenem Golfem, Audi A3 oraz Seatem Leonem. Niestety były to krótkie przygody, ale najpozytywniej wspominam czas spędzony z Audi A3 i właśnie Leonem. Owszem, Audi A3 to nieco inna półka i trudno go bezpośrednio porównywać do pozostałych, ale pomijając propozycję z Ingolstadt, to właśnie w Leonie poczułem się jak u siebie. Jasne, Octavia i Golf mocno tu nie odstają i mają swoje niezaprzeczalne zalety, ale jeśli miałbym wybrać lidera, Seat Leon byłby moim wyborem. Octavia oczywiście imponuje wygodą i funkcjonalnością, Golf zaś pierwiastkiem segmentu premium.
Seat Leon zaimponował mi przede wszystkim stylistyką i oryginalnością. O ile poprzednia generacja nadal mi się podoba z zewnątrz i uważam, że to jeden z ładniejszych kompaktów poprzedniej generacji, tak w środku czułem się nieswojo. Zastosowane systemy i do bólu proste linie nie pasowały mi do temperamentnej stylistyki nadwozia. Tutaj jest już zupełnie inaczej, a największą zaletą moim zdaniem jest spójność. Z zewnątrz auto wygląda świetnie, nowocześnie i stylowo, i co najważniejsze, to samo poczujemy we wnętrzu. Ja miałem do dyspozycji odmianę Xcellence, a więc więcej w niej elegancji niż sportu, ale założę się, że kwintesencję doznań odczujemy w wersjach FR oraz, co oczywiste, wszystkich modelach z logo Cupry.
Nowy Seat Leon to uczta dla oka
W oczy rzuca się przede wszystkim minimalizm. Praktycznie do minimum ograniczono ilość przycisków fizycznych, a sterowanie nawiewami, ogrzewaniem, klimatyzacją etc. przeniesiono na ekran dotykowy. Temperaturą sterujemy z dotykowego panelu pod ekranem. Nawet światłami sterujemy za pomocą dedykowanego panelu, naturalnie dotykowego. Czy to plus? Seat Leon wizualnie na pewno wszystko wygląda spójnie i elegancko, ale pod względem ergonomii trudno doszukiwać się zalet. Po prostu łatwiej jest przycisnąć jeden klawisz by włączyć np. ogrzewanie szyby przedniej lub uruchomić obieg zamknięty klimatyzacji, niż gmerać podczas jazdy na dotykowym ekranie. Koniec, kropka. Wygląd to nie wszystko, choć zgoda, można się do tego przyzwyczaić. Pytanie tylko, czy chcemy się do tego przyzwyczajać? Moda pokazuje, że niestety – musimy.
Z zewnątrz w oczy rzuca się przede wszystkim kształt tylnych świateł, a konkretniej całej listwy świetlnej LED, która łączy lewy i prawy klosz. Są różne opinie na ten temat, ale moim zdaniem, wygląda to fenomenalnie i wyróżnia Seata Leona z tłumu. Ba! Trudno go pomylić z innym kompaktem. Ta świetlna linia świetnie komponuje się z napisem „Leon” pod logo Seata. Owszem, niektórzy uważają, że ten odręczny napis nie pasuje do oznaczeń i logo, ale dajcie spokój, wygląda po prostu dobrze. Przód mocno przypomina model Tarraco. Wiem, nowy Seat Leon jest zdecydowanie mniejszy, to jasne, ale porównajcie te dwa modele – pomijając skalę, dość podobne. Linia boczna jest zgrabna, dynamiczna, ale jest w niej więcej elegancji niż u poprzednika. Do tego ostre przetłoczenia, linie, i załamania. To auto naprawdę może się podobać i już nie mogę się doczekać, gdy do testów dostanę wersję w sportowej odmianie.
Seat Leon – owca w wilczej skórze?
Muszę przyznać, że mam pewne obawy dotyczące oferty silnikowej i dostępnych wersji Seata Leona. Do testów dostałem odmianę 1.5 TSI o mocy 150 KM z manualną 6-biegową skrzynią. To jest oczywiście bardzo optymalne rozwiązanie, które zapewnia wystarczającą dynamikę, przyzwoite spalanie i komfort jazdy na co dzień, ale na emocje nie ma co liczyć. Wybierając wersję wyposażenia FR, dostaniemy tylko wizualne cechy sportowe, których nie poczujemy podczas jazdy. Aby poczuć emocje, musimy sięgnąć po propozycje submarki Cupra, a tam już nie biorą jeńców.
Podstawą będzie bowiem hybryda plug-in tj. Cupra Leon eHybrid o mocy 245 KM. To przeskok o 95 KM, a więc dość znaczący! Szkoda, że Seat nie oferuje czegoś pomiędzy, a więc ok. 170-190 KM. Tak wiem, ten sam problem znajdziemy w Golfie, Octavii i A3, ale to nie zmienia faktu, że wybór jest mocno ograniczony. A szkoda, bo Leon FR z silnikiem „pod 200 KM” byłby świetnym wyborem. Nie zmienia to jednak faktu, że Cupra Leon w wersji hybrydowej to genialny pomysł na miarę obecnych czasów, a jego stylistyka po prostu miażdży. Tak, to nietypowe, mało eleganckie słowo pasuje tu idealnie.