91
Views

Ceremonia rozdania Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej budzi duże emocje bez względu na to, jakie filmy znajdują się w zestawieniu. Chociaż, na dobrą sprawę, na ich poziom raczej nigdy nie można narzekać, ponieważ w ciągu roku pojawia się przynajmniej kilkanaście dobrych tytułów. Tak było i tym razem. Najzacieklejsza walka miała miejsce oczywiście w kategorii najlepszego filmu, aczkolwiek, wydawać by się mogło, nawet tak niszowa kategoria, jak najlepszy długometrażowy film animowany, do ostatniej chwili pozostawała nierozstrzygnięta. Także kwestia efektów specjalnych, kostiumów i najlepszych aktorów pierwszoplanowych budziła dużo wątpliwości, bo murowanych faworytów mieliśmy kilku. Najsławniejsze, rozdmuchane wręcz do czerwoności „La La Land” (w polskim tłumaczeniu „Kra Kra Kraj”) zawiodło, jeśli można to tak nazwać. Większość jednak uważa, że zawodem byłoby zdobycie czternastu statuetek, w każdej z nominowanych kategorii. Tak się jednak nie stało. Tym samym, w moim odczuciu, Oscary 2017 zostały rozdzielone nad wyraz sprawiedliwie.

Poprawność polityczna

Ceremonia Akademii dorobiła się miana gali poprawnej politycznie. Zeszłoroczny brak nominacji dla osób czarnoskórych był dość mocno komentowany przez ówczesnego prowadzącego Chrisa Rocka, a w sieci wrzało długo po zakończeniu gali. Koniec końców Akademia okazała się nieco mniej „tolerancyjna”, niż powszechnie sądzono. Osobiście jednak nie przykładałbym do tego aż takiej wagi. Dzisiejsza ceremonia tylko to potwierdza. Bo chociaż pierwszą statuetkę odebrał rewelacyjny Mahershala Ali (pierwszy muzułmanin, który odebrał Oscara), to późniejsze dowcipy zarówno prowadzącego Jimmiego Kimmela, jak i wystąpienia niektórych zwycięzców, z pewnością do rzeczy poprawnie politycznie nie należały. Zresztą spójrzcie tylko na tego tweeta, który został napisany na oczach wszystkich zgromadzonych.

Napisanie tweeta poprzedziła refleksja, że prezydent Donald Trump milczy już od dwóch godzin, chociaż wcześniej ochoczo wygłaszał tyrady na temat całego Hollywood. Czy taki prztyczek w nos prezydenta można nazwać poprawnością polityczną? No nie powiedziałbym. Niemniej uważam takie podejście za całkiem spoko, wszak Ameryka to kraina wolności i swobód obywatelskich. Natomiast jeśli chodzi o mniej niejednoznaczne żarty, to niewątpliwie należy zaliczyć do nich przepychanki Kimmela z Mattem Damonem. Szczególnie zachwycił mnie moment, kiedy Damon miał powiedzieć „nominowani w tej kategorii to”, ale został zagłuszony przez orkiestrę dyrygowaną przez samego Kimmela. Naprawdę doskonały żart, który może zostać zrównany z ziemią tylko przez osobników bez poczucia humoru. Nie muszę chyba dodawać, że obaj cisnęli po sobie dla jaj, a nie na poważnie, prawda?

oscary 2017

Mahershala Ali jako najlepsza męska rola drugoplanowa

Arcydzieła sztuki filmowej

Zostawmy jednak temat żartów nieco na boku. Oscary 2017 dostarczyły nam bowiem nie tylko powodów do śmiechu, ale także do zadumy. Filmy takie jak „Moonlight”, „Manchester by the Sea” czy „Przełęcz Ocalonych” nastawione były raczej na refleksyjny odbiór, zgoła odmiennie od musicalu „La La Land”. Dlatego też cieszy zauważenie przekazywanych wartości w rozdanych statuetkach. Wspomniany wcześniej Mahershala Ali zdobył bowiem nagrodę najlepszej roli drugoplanowej w „Moonlight”, zaś sam film zgarnął statuetkę nie tylko za najlepszy scenariusz adaptowany, ale także za najlepszy film ogółem. „Przełęcz Ocalonych” doczekała się nagrody za najlepszy montaż oraz najlepszy dźwięk, co podkreśliło mocne budowanie klimatu inaczej, niż przez mówienie o nim wprost.

W ogólnym rozrachunku, jeśli brać pod uwagę ilość uzyskanych nagród, galę Oscary 2017 wygrało „La La Land” z sześcioma statuetkami na koncie. Rewelacyjna Emma Stone odebrała nagrodę za najlepszą kobiecą postać pierwszoplanową, film został nagrodzony za najlepszą muzykę oryginalną, najlepszą piosenkę (kawałek „City of Stars”), oraz najlepszą scenografię, a także najlepsze zdjęcia. Wisienką na torcie było przyznanie nagrody najlepszego reżysera Damienowi Chazelle, niespełna trzydziestodwulatkowi, który rok temu również był nominowany w tej kategorii za film „Whiplash”. Nie wygrał, ale sam film zdobył nagrody za najlepszy montaż, najlepszy dźwięk, oraz oczywiście najlepszą rolę drugoplanową doskonałego J.K. Simmonsa.

oscary 2017

Emma Stone jako najlepsza żeńska rola pierwszoplanowa

Widzimy się za rok

Koniec końców seans gali uważam za nad wyraz udany, chociaż musiałem na niego poświęcić całą noc słodkiego snu. Jest tylko jedna kwestia, łyżka dziegciu w beczce miodu, która całą tę baśniową otoczkę nieco poszarza. A mianowicie wpadka podczas wręczania najważniejszej nagrody najlepszego filmu roku. Nominację początkowo usłyszał film „La La Land”, zaś gdzieś koło trzeciej dziękującej osoby usłyszeliśmy, że otwarto złą kopertę, bo wybranym przez Akademię zwycięzcą jest „Moonlight”. Pojawiają się głosy, że był to zabieg celowy (bo cała czołówka filmów była przeciętna, bla bla bla), natomiast niezależnie od intencji wypadło to po prostu słabo. Trochę jak wyśmiewane przez cały Internet niedawne wręczanie korony Miss Świata, czy innego Miss Planety Ziemia. Abstrahując od wywołanego szumu, sytuacja była raczej przykra dla obu stron. Dla załogi „La La Land”, bo dała im nadzieję, a dla ekipy „Moonlight”, bo jednak pierwsze wypowiedziane słowa nie zostaną ot tak zapomniane.

Mimo wszystko bawiłem się doskonale. Relacje i powtórki gali z pewnością będą gdzieś dostępne, więc jeśli jesteście chętni usłyszenia gagów Kimmela na własne uszy (co zawsze jest lepszym wyjściem niż czytanie o nich), nie rezygnujcie. Z pełnym podsumowaniem nagród i nominacji najlepiej zapoznać się na Filmwebie. Pozostaje mi pożegnać się z nadzieją, że za rok będę miał dla was znacznie bardziej profesjonalną relację, być może poprzedzoną wieloma recenzjami nominowanych filmów. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.

Kategoria artykułu
Film

Możliwość opublikowania komentarza wyłączona.