Land Rover Defender P300 – przedstawiciel wymierającego gatunku

Land Rover Defender to brytyjska propozycja terenowego “kanciaka”. Czy jest w stanie znaleźć sobie miejsce na rynku wśród rywali? Zapraszam na test. 

Land Rover Defender – wygląd zewnętrzny 

Nowa odsłona Defendera jest znana już od trzech lat. W tym czasie zdążył sobie zbudować sporą rzeszę fanów jak i przeciwników. Konstrukcyjnie to ukłon w kierunku swojego poprzednika. Jednak by samochód był wizualnie akceptowalny i “doganiał generacje” został zaprojektowany w bardzo kompromisowy sposób.  

Efekt tego kompromisu jest taki, że według mnie Land Rover Defender wygląda wręcz wybornie. Dlaczego tak uważam? Znacznie bliżej mi do topornych i surowych terenówek pokroju G klasy, Wranglera czy właśnie Defendera, niż do “pudlowatych” miejskich SUV-ów. Ten brytyjski dzikus skradł moje serce, a pomogła mu w tym konfiguracja, która sprawiła, że dostałem do testu w całości czarny egzemplarz. Kto może jeździć takim samochodem? Na pewno jakiś gangster… 

Linia nowego Defendera jest “kanciasta”, jednak przy swoich rywalach w postaci G klasy czy Wranglera jest najbardziej “bulwarowy”. Surowy wygląd to jego wielka zaleta. Wraz z 22-calowymi, opcjonalnymi kołami i „zapasówką” na drzwiach sprawia, że ciężko za nim nie odwrócić głowy na ulicy. Jego rozmiar również budzi spory respekt na ulicy do tego stopnia, że kierowcy bardzo szybko opuszczali lewy pas drogi szybkiego ruchu by ustąpić przejazdu.

Land Rover Defender P300 - przedstawiciel wymierającego gatunku
Land Rover Defender P300 - przedstawiciel wymierającego gatunku

Land Rover Defender – wyposażenie wnętrza

Dla tych, którzy lubią “cukierkowe” wykończenia wnętrz polecam ominąć ten akapit, gdyż Land Rover Defender nie rozpieszcza pod względem “salonowego wykończenia”. Tutaj jest jeszcze bardziej surowo niż z zewnątrz. Dla większości wystające śruby z drzwi czy masa praktycznych, odkrytych schowków będzie nie do zaakceptowania. Konstruktorzy postawili tu wszystko na funkcjonalność i przestronność.

Jeśli chodzi o przestrzeń w kabinie, ta jest olbrzymia. Można to zauważyć nawet przez odległość jaką dzieli kierowcę z pozostałymi pasażerami. Między pierwszym a drugim rzędem siedzeń jest na tyle miejsca by podróżujący mogli swobodnie założyć “noga na nogę”. Osoba siedząca pośrodku też nie będzie pokrzywdzona, gdyż podłoga jest płaska i nie ma tu przechodzącego tunelu.  

Nie można powiedzieć, że wnętrzu brak elegancji. PPo prostu nie jest ona tak “namacalna” jak w miejskich SUV-ach. Skórzane siedzenia ze skóry Grained łączone z materiałem Robustek zapewniają dużo komfortu. Funkcjonalność przejawia się tutaj w rozplanowaniu tunelu środkowego, pomimo dużego, 10-calowego ekranu nie zabrakło tu przycisków fizycznych dla uproszczenia obsługi. Multimedia w samochodzie stoją na bardzo wysokim poziomie. Wszystko pracuje niezwykle intuicyjnie i szybko.

W tej wersji wyposażenia kierowca również dostał cyfrowy wyświetlacz, który dzieli miejsce z analogowymi obrotomierzami. Wyświetlacz TFT jest czytelny i pokazuje wszystko najważniejsze informacje podróży. Dla prawdziwych fanów dobrego brzmienia podczas jazdy mam dobrą wiadomość – na pokładzie znalazł się system audio firmy Meridian, składający się z 11 głośników z oddzielnym subwooferem. 

Land Rover Defender – wrażenia z jazdy

Pomimo “ugrzecznionej” charakterystyki, Defender to wciąż samochód do zadań specjalnych. Terenowe właściwości to jego wielka zaleta, a pomaga w tym pneumatyczne zawieszenie. Kiedy wybierzemy terenową wysokość nadwozia nie pojedziemy szybciej niż 80km/h jednak w “offroadowych” warunkach to wystarczająca prędkość, by poczuć przypływ adrenaliny. Testowany egzemplarz nie zachęca do pokonywania “hardcorowych” odcinków bez asfaltu. 22-calowe felgi o niskim profilu opony i czarny lakier Santorini Black aż się prosi o mikro uszkodzenia. Jeśli decydowałbym się na błotną walkę “Defem” wybrałbym o wiele… tańsze koła i bardziej przystępny lakier, na którym nie widać rys.  

Dość sporą kontrowersją jest silnik, który zapewnia dobrą dynamikę jednak pali … jak rasowe V8. Po tym, jak wygląda nowy Land Rover Defender można by się spodziewać gamy silnikowej startującej od przynajmniej sześciu cylindrów. Realia są niestety inne, i to co dostajemy w testowanym Land Roverze to silnik stosowany w o wiele lżejszych sedanach Jaguara. Mowa tu o P300, czyli dwulitrowej benzynie turbo. Motor współpracuje z ośmiobiegową skrzynią automatyczną. Zestaw generuje, jak sugeruje oznaczenie, P300 – 300 KM i 400 Nm. Trzeba przyznać, że auto z tym silnikiem jest bardzo żwawe i przyśpiesza do pierwszej “setki” w 7.5 sekundy.  

Ekonomia… a raczej jej brak

Kolos ważący ponad dwie tony prowadzi się nad wyraz lekko i przyjemnie. Widoczność zza kierownicy jest bardzo dobra, niestety prawie pionowa szyba oraz olbrzymie lusterka zbierają masę insektów, no ale … coś za coś. Szybka jazda w zakrętach to nie to, do czego stworzony jest Land Rover Defender. Raczej odradzałbym szaleństwa, a skupił się na przyjemności ze spokojnej jazdy, takiej typowej “bujanki”.

Od “wariactw” szosowych skutecznie zniechęca spalanie. To jest wręcz nieakceptowalne, nawet biorąc pod uwagę taki samochód. Jazda po mieście i po autostradzie rzuci na kolana “najtwardszych”. Jazda z prędkością autostradową wiąże się ze spalaniem rzędu 14,7l/100km. A miasto? Tu w zależności od zatłoczenia, ale 16l/100km to taki uśredniony wynik, z którym trzeba się liczyć. Na osłodę powiem, że jedynie jazda po drogach pozamiejskich może wiązać się z niższym spalanie. Jednak na wyniki poniżej 9l/100km nie mamy co liczyć. 

Reklama