Auta wyposażone w silnik elektryczny są bardzo specyficzne. Baterie powodują, że taki samochód jest ciężki, ładowanie nadal trwa długo, a zasięg, szczególnie zimą, jest bardzo słaby. Dlatego bardzo ciekawi mnie, kto kupi najnowszego elektrycznego dostawczaka marki Ford. Szczególnie patrząc na cennik E-Transita można dojść do wniosku, że producent chyba nie chce sprzedawać tego auta.
Absolutnie nie mam nic do samochodów elektrycznych. Jeździłem wieloma i mają zarówno zalety jak i wady. O tym, czy faktycznie są ekologiczne nie ma co dyskutować. Każdy wie jak jest. Wydaje mi się, że największym problemem aut na prąd jest (oprócz zasięgu) cena. Patrząc na cennik E-Transita, który został opublikowany przez Ford Polska zastanawiam się ilu przedsiębiorców zdecyduje się na zakup takiej odmiany popularnego dostawczaka. Trzeba być naprawdę mocno przekonany do idei samochodów bezemisyjnych i mieć gdzieś kwestie ekonomiczne zakupu takiego pojazdu. Jestem ciekawy kiedy zwróci się przedsiębiorcy zakup elektrycznego Transita.
Trzymajcie się czegoś, bo cennik E-Transita potrafi zaskoczyć
Uwaga, cena w Polsce zaczyna się od 223 570 zł netto. To oznacza, że trzeba wyłożyć na stół prawie 275 tysięcy brutto by kupić elektryczne auto dostawcze i to w wersji podstawowej! Dla porównania, znalazłem jednego nowego Transita z dieslem pod maską. Cena to 150 tysięcy brutto. Co ciekawe, nie da się skonfigurować już auta na stronie Ford.pl.
Elektryczny Transit będzie oferowany z dwoma silnikami elektrycznymi o mocach 184 KM lub 269 KM. Maksymalny moment obrotowy w obu wariantach wynosi 430 Nm, natomiast napęd przekazywany jest tylko na tylne koła. Bateria to trochę żart, bowiem jej pojemność użyteczna ma wynosić 67 kWh. Producent przewidział trzy rodzaje nadwozia. Van, brygadówka lub podwozie z pojedynczą kabiną.
Przyjrzyjmy się odmianie van. Główną różnicą jest dopuszczalna masa całkowita, a więc i ładowność. Podstawowa wersja 350 L2H2 (DMC 3,5 t) oferuje 940 kg ładowności. Następnie 350 L3H2 ma 880 kg ładowności, 350 L4H3 już tylko 720 kg. Elektryczny Transit jest również oferowany w wariantach o DMC 4,25 t. W tym przypadku mamy dwie wersje: 425 L3H2 – 1630 kg ładowności i 425 L4H3 – 1470 kg. Jak odczytywać te skróty? H to wysokość dachu, gdzie H2 to wariant średni, natomiast H3 to wysoki. L z kolei dotyczy rozstawu osi. L2 średni, L3 długi oraz L4, który ma wydłużone nadwozie.
Sprawdź również nasze testy samochodów nowych.
Tyle kasy za auto dostawcze do miasta. Ktoś musi mieć fantazję
Powodzenia życzę w wyjeżdżaniu takim samochodem z miasta. Chyba nikt nie myśli, że będzie przewoził nim towary na dalszych trasach. Zasięg wersji bazowej z silnikiem o mocy 184 KM wynosi według WLTP 260 km. Domyślam się, że jest to wartość „na pusto”. Dodajcie sobie prawie tonę w przestrzeni ładunkowej, minusową temperaturę na zewnątrz i ciekawe czy auto przejedzie w takich warunkach 150 kilometrów. Na testy przyjdzie jeszcze czas. Sprawdźmy kolejne wartości według WLTP. Wariant 350 L3H2 ma oferować 257 km zasięgu, 350 L4H3 już tylko 240 km. Z kolei wersje z większą ładownością mają cechować się zasięgiem na poziomie 308 km dla wariantu 425 L3H2 oraz 288 km dla 425 L4H3. Ciężko mi w to uwierzyć, ale „pożyjemy, zobaczymy”.
Zastanawiam się ilu przedsiębiorców zdecyduje się wydać tak ogromne pieniądze na auto dostawcze, którym będzie pokonywać bardzo krótkie odcinki. Ba, ciekawe po jakim czasie tak drogi zakup do firmy się zwróci. Zakładając, że auto będzie ładowane z wykorzystaniem ekologicznie pozyskanego prądu. W to również ciężko mi będzie uwierzyć. Poniżej przedstawiam pełny cennik poszczególnych wariantów. W najbogatszym trzeba wydać ponad 300 tysięcy złotych brutto. W tej cenie macie dwa wspomniane już Transity w dieslu. Powodzenia życzę handlowcom w przekonywaniu klientów, że taki wybór ma jakikolwiek sens.
Jeśli jednak macie chęć sprawdzić to, czym cechuje się elektryczny E-Transit, zachęcam do odwiedzenia strony producenta.