W porządku, będę szczery. Hondy podobają mi się do połowy. Dosłownie i w przenośni. Auto mniej więcej do słupka B jest świetne, i mówię tu zarówno o modelu HR-V, jak i Civic, a potem robi się już dziwnie. Przykładowo Civic z przodu wygląda zabójczo, a tył sprawia wrażenie, jakby projektant był podczas tworzenia mocno nawiany. A co z testowanym modelem? Jak się spisuje Honda HR-V Sport na co dzień?
Styl z Kraju Kwitnącej Wiśni
Honda nigdy nie była moją miłością. Nie, nie jest to mizoginizm wobec tej interesującej skąd inąd Japonki, ale nie podzielałem zachwytów znajomych, którzy nad Civicami, CRX-ami i NSX-ami odprawiali modły. No dobrze, NSX nawet mnie swego czasu zawrócił w głowie i nawet najnowsze jego odsłona, choć owiana dziwną tajemnicą i okryta pelerynką niedostępności, sprawia, że oczy mi się śmieją. Ale Honda HR-V? Eeee, no nie.
Więc gdy zbliżał się termin testu, nie byłem specjalnie podekscytowany i obiecałem sobie, że będę podchodził do tego auta od przodu, aby nie psuć sobie frajdy powidokiem tylnej części nadwozia. Przyznam się, mam z tym jakiś problem i nawet zabiegi a’la Alfa Romeo z ukrywaniem tylnej klamki w słupku C do mnie nie przemawiają. Jeszcze do tego to przetłoczenie na klapie bagażnika, jak uśmiech przygłupa. Przód jest w porządku, czarne dodatki, grill, felgi i przyciemniane szyby pasują do tego auta i dodają mu uroku. Ogólnie – mocne 3,5 na 5 w mojej nieistniejącej i stworzonej w tej chwili skali.
Środek też nie odebrał mi mowy z zachwytu, ale przyznam uczciwie, że połączenie bordowej skóry, czarnych materiałów, plastiku „piano black” (o zgrozo) oraz kilku srebrnych wstawek wypadło wyśmienicie. Ogólnie projekt wnętrza jest spójny, ale trudno szukać tutaj stylistycznych smaczków. Jest dość smutno i tylko ta bordowa skóra odrobinę przyspieszała bicie serca. W podniesieniu ciśnienia nie pomagał także nieco skromny system informacyjno-rozrywkowy o nieco specyficznym interfejsie, a takie podstawy jak ustawienia przebiegu A i B zmienia się i resetuje… wystającym patyczkiem. Tak się od tego odzwyczaiłem, że na początku nie wiedziałem jak to ustawić. Ot, taka ciekawostka.
Honda HR-V i wnętrzarskie origami?
Na przestrzeń i komfort trudno narzekać. Fotele przednie nie wyglądają na wygodne i wybitnie sportowe, ale uwierzcie, trudno mieć do nich jakiekolwiek zastrzeżenia. Zresztą Honda już niejednokrotnie pokazała, że wie, jak stworzyć wygodne fotele, z których nawet po wielu godzinach nie wysiądziesz połamany. Z tyłu również jest nieźle. Ba! Jest tam naprawdę dużo miejsca. Sylwetka auta jest dość wysoka, dzięki czemu z tyłu nawet wysokie osoby nie będą miały problemu z wygodnym zajęciem miejsca.
Mało tego, tunel środkowy praktycznie nie istnieje i niesie to za sobą kolejne korzyści. Oprócz tego, że osoba zajmująca środkowe miejsce na kanapie nie będzie miała problemów z wygodnym ułożeniem nóg, to na dodatek siedzisko kanapy można podnieść i postawić w pionie. Mowa o tzw. Magic Seats, czyli możliwości przearanżowania przestrzeni pasażerskiej. Możemy dzięki temu przykładowo przewieźć telewizor. Bagażnik, jaki posiada Honda HR-V również nie jest mały – oferuje przyzwoite 448 litrów pojemności. Po złożeniu oparć kanapy uzyskamy przestrzeń o pojemności 1473 litrów. Szkoda tylko, że poskąpiono uchwytów, haczyków, siatek itp.
Szybsza niż wygląda?
W przypadku testowanej Hondy HR-V powiedzenie, że Honda jest szybsza, niż wygląda, nabiera sensu. No dobrze, mamy do czynienia z odmianą Sport, a więc wspomniane wstawki w kolorze połyskującego plastiku mogą co nieco zdradzać, ale całokształt auta pasuje raczej do miejskiego, powolnego crossovera. A tutaj niespodzianka!
Pod maską pracuje naprawdę rewelacyjny silnik 1.5 VTEC Turbo o mocy 182 KM z momentem obrotowym 242 Nm. Moc kierowana jest na przednią oś za pośrednictwem 6-biegowej skrzyni manualnej. Co to daje? Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 7,8 sekundy a prędkość maksymalna oscyluje w okolicach 215 km/h. Na papierze wygląda to w porządku, ale nie imponuje, ale gdy siadasz za kierownicą auta, po którym niczego się nie spodziewasz, doznajesz małego szoku, gdy ruszasz żwawo spod świateł.
Zmiana biegów w tym aucie to czysta przyjemność i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Chyba tylko w Maździe i Hyundaiu i30N z podobna frajdą mieszałem lewarkiem. Skrzynia jest bardzo precyzyjna, responsywna, skok dźwigni dość krótki, każda zmiana odbywa się z wyczuwalnym, ale bardzo przyjemnym oporem. Zmiana biegów jest zawsze tak samo przyjemna, a wepchnięcie lewarka na odpowiednie miejsce z wyczuwalnym kliknięciem daje mnóstwo radości. Poza tym silnik świetnie reaguje na każde wciśnięcie pedału gazu. Mówię Wam, za kierownicą tego auta zapominałem, że jadę miejskim crossoverem. Zero nudy! Kto by się spodziewał?!
Poza tym ta spora moc wcale nie oznaczała wysokiego spalania. W trasie przy normalnej jeździe bez ekologicznych zapędów, zejście do poziomu około 6,5 l/100km nie było problemem. W mieście było to około 8 litrów, średnia z testu około 7 l/100km. Przy aucie, które jest niepozorne, ale ciągle kusi do dynamicznej (ale nie szaleńczej) jazdy, takie wyniki można uznać wręcz za wybitne. Jak ktoś się postara, może utnie z tych wartości przysłowiowe pół litra.
Zmienię zdanie i pokocham Hondę HR-V?
Nie, daleko mi do takich odważnych deklaracji, ale fakt, Honda HR-V zmieniła moje postrzeganie. Nie na tyle, abym stał się fanem japońskiej marki, ale muszę przyznać, ze to świetne auto. I tak, zwracam honor, pełen szacunek dla tego samochodu. Nie spodziewałem się wiele, w sumie podchodziłem do testu z czystą kartką z zagiętym rogiem, a zakończyłem z wrażeniem typu: „Wow, ale to dobre auto!”.
Jest bez wad? Nie no, aż tak różowo nie jest. To wciąż miejski crossover, który mimo świetnego układu napędowego, nadal ma podniesione zawieszenie o neutralnej charakterystyce. Rezultat? W zakrętach trochę się przechyla, a trakcja walczy w zakręcie przy każdym dodaniu gazu. Multimedia są kiepskie i to chyba domena Japończyków – ten sam problem ma Toyota, Lexus, odrobinę lepiej wypada Mazda. Trudno, muszę z tym jakoś żyć.
Naturalnie HR-V można odpowiednio wykastrować i zabrać sportowe naleciałości. Jak? Decydując się na wolnossącą odmianę 1.5 i-VTEC o mocy 130 KM z bezstopniową przekładnią CVT. Wtedy z fit Japończyka robi się spokojna kluska. Małym problemem może być też cena. Odmiana ze wspomnianym silnikiem 1.5 i-VTEC i manualną 6-biegową skrzynią w wersji podstawowej Comfort to koszt 90 800 złotych. To sporo. Testowana przeze mnie niedawno Kia Xceed startuje od poziomu 79 990 złotych i nie okłamujmy się, wizualnie to inna liga. Testowa wersja Sport z manualną przekładnią to koszt 120 400 złotych. Jeśli zdecydujemy się na CVT, musimy dopłacić 5000 złotych. Konkurencja w tym segmencie jest OGROMNA, ale czy daje taką frajdę z jazdy?