Japończycy robią wszystko po swojemu
Auta z kraju kwitnącej wiśni słyną z tego, że są wyjątkowe na swój sposób. To przez to, że producenci tworzą je według własnego, unikatowego sposobu. Wiele z japońskich idei zapisanych jest w Suzuki Swift Sport, czyli sportowej odmianie popularnego hatchbacka. Czy jego wyjątkowość to pozytywna, czy wręcz negatywna cecha? Dzięki możliwości odbycia jazdy próbnej na torze mogłem przekonać się co potrafi Swift w wersji Sport. A trzeba mu przyznać, potrafi pozytywnie zaskoczyć.
Niby moc nie jest wielka, ale Suzuki Swift Sport ma asa w rękawie
Jeśli obserwujecie rynek to na pewno trafiliście na dane techniczne poszczególnych hot hatchy. I tak 270-konny Peugeot 308 GTI waży 1205 kg, Volkswagen Polo GTI, który posiada mocny, 2-litrowy silnik o mocy 200 KM waży 1190 kg, a nasz testowy Suzuki Swift Sport… 975 kilogramów. To sprawia, że prędzej mamy do czynienia z gokartem, a nie często bardzo ciężkim autem. Nie od dziś chyba wiadomo, że auta są coraz większe, ale i za sprawą elektroniki i zaawansowanych podzespołów coraz cięższe. Temat ten nie dotyczy Swifta. To dobrze, bo przecież pierwszą rzeczą jaką robi tuner, który modyfikuje auto jest obniżenie masy. Dlatego też auta z mniejszą mocą mogą rywalizować z o wiele większymi, ale i cięższymi modelami.
Różnice w porównaniu do „cywilnego” Swifta
Suzuki Swift pojawił się już na naszym portalu. Kompakt segmentu B to świetnie sprawdzał się w mieście (chyba nikogo to nie dziwi). Testowana wersja posiadała naprawdę świetne wyposażenie, duży bagażnik, a samo auto prezentowało się naprawdę ciekawie.
Czego może oczekiwać przyszły właściciel odmiany Sport? Przede wszystkim zmodyfikowany został zderzak przedni, który jest nieco bardziej sportowy. Z tyłu umieszczono dwie pojedyncze końcówki wydechu, a tu i ówdzie (np. na progach, na dolnych częściach zderzaków) znajdziemy imitację karbonu. Wygląda to naprawdę fajnie, szczególnie jeśli wybierzemy jasny lakier. Auto w Polsce będzie sprzedawane na 17-calowych felgach aluminiowych.
Wnętrze także posiada kilka „smaczków”, które są zarezerwowane tylko dla wersji Sport. Mowa o sportowych fotelach, kierownicy zaprojektowanej tak, aby oferowała dobry chwyt. Są także czarno-czerwone elementy deski rozdzielczej oraz czerwona tarcza obrotomierza. Są też aluminiowe nakładki na pedały oraz dodatkowa informacja na ekranie: doładowanie oraz temperatura oleju. Oczywiście, jak na japońskie auto przystało sporo tu znajdziemy plastików, bardzo twardych, aczkolwiek jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Czy to wada? I tak i nie, ponieważ w codziennej jeździe w zupełności nie przeszkadzają, jednak jakby nie patrzeć w europejskich autach znajdziemy wiele miękkich materiałów.
Kilka słów o kwestiach technicznych
Zacznijmy od tego, co znajduje się pod maską. Jest to motor o pojemności 1.4, który generuje 140 KM i 230 Nm momentu obrotowego. Posiada on turbosprężarkę i wtrysk bezpośredni. Co ważne, w silniku zamontowano siedmiootworowe dysze spryskiwaczy, a sprężarka ma system zaworu upustowego. Auto przyspiesza do setki w 8,1 sekundy, prędkość maksymalna wynosi 210 km/h. Producent chwali się, ze uzyskał 4,2 Nm momentu na 1 kg auta co jest wynikiem bardzo dobrym. Z silnikiem współpracuje 6-biegowa skrzynia manualna. Oba te elementy pracują ze sobą bardzo dobrze. Co z zawieszeniem? Tu przede wszystkim mamy większy przekrój drążków stabilizujących, sztywność tego elementu zwiększono 1,4-krotnie. Swift Sport posiada amortyzatory ze zmienioną siłą tłumienia. Jak na auto z zacięciem sportowym przystało również hamulce zostały zmodyfikowane. Przede wszystkim jest większa średnica tarcz (16 i 15 cali), a same hamulce są według producenta o wiele bardziej odporne na tak zwany fading, czyli zmniejszenie efektywności działania przez rozgrzanie.
Wrażenia z jazdy na torze
Na wrażenia z jazdy w ruchu miejskim musicie poczekać do czasu, kiedy otrzymam Suzuki Swift Sport na dłuższy test. W tym artykule opowiem o tym jak hot hatch zachowuje się na torze. Jeśli miałbym w jednym zdaniu określić właściwości torowe to byłoby to: dużo frajdy, taki duży, „miejski(?!)” gokart.
Przede wszystkim wspomaganie stawia pewien opór, dlatego podczas ostrych zakrętów będziemy musieli użyć trochę więcej siły. Auto testowałem na gokartowym torze Autodrom Pomorze. Przeważa tu wiele ostrych zakrętów i właśnie w takim środowisku Suzuki Swift Sport czuje się jak ryba w wodzie. Zawieszenie zmodyfikowano, dzięki czemu wychyły zmniejszyły się o 15 %. Nadwozie usztywnione jest dodatkowymi nitami. Nie ma nagłej nadsterowności, układ kierowniczy dobrze przekazuje informacje na kierownicę.
Niestety podczas pokonywania kolejnych zakrętów czułem pewien niedosyt. Auto posiada dynamiczny wygląd, ale „Sport” w nazwie sprawia, że oczekiwałbym czegoś więcej. Według mnie Japończycy powinni trochę bardziej przyłożyć się do modyfikacji silnika. Przede wszystkim 1.4 Boosterjet powinien mieć trochę większą moc, ponieważ ten motor jest znany z innych aut, choćby z Vitary S. Gdyby tak dołożyć mu 30-40 koni więcej… Domyślam się też, że z pojemności 1.4 nie uzyskamy rasowego dźwięku, ale przecież wydech można lekko zmodyfikować. Chyba przymknąłbym także oko na to, że producent zastosowałby imitację dźwięku, który wydobywałby się z głośników, choćby w trybie sportowym. Cóż, nie ma rzeczy idealnych.
Podsumowanie
Nasuwa się pytanie, dla kogo jest tak naprawdę Suzuki Swift Sport? Przede wszystkim dla kogoś, kto szuka małego i zwinnego auta miejskiego, który ma w sobie szczyptę akcentu sportowego. Bo czy Swifta Sport można nazwać hot hatchem z prawdziwego zdarzenia? Tego nie jestem pewien. Wiem natomiast, że płacąc w salonie 79 900 zł wyjedziemy na drogi świetnie wyposażonym kompaktem. Będzie on posiadał między innymi reflektory LED, adaptacyjny tempomat, pełen pakiet systemów bezpieczeństwa czy klimatyzację automatyczną. Czy jednak po aucie z zacięciem sportowym oczekujemy wygód i komfortu, czy raczej surowości i rasowości? Musicie na to pytanie odpowiedzieć sobie sami…