Najmocniejszy silnik jako hybryda plug-in, najwyższa wersja wyposażenia Inscription, biały perłowy lakier, a to wszystko za ponad 400 tysięcy złotych. Czy za tą cenę Volvo S90 T8 Recharged spełni oczekiwania konsumentów i czy będzie na tyle „premium” żeby konkurować z niemieckimi markami? Czy hybryda typu plug-in w takim aucie ma sens i czy spełni swoją rolę w każdych warunkach? Na te i wiele innych pytań odpowiem wam w tym teście.
Volvo S90 T8 – jako kompan w podróży i na co dzień
T8, czy nawet T6 od paru dobrych lat nie oznacza już dobrze znanego silnika 6-cylindrowego. W dobie wprowadzania niskoemisyjnych samochodów i obniżania emitowanego CO2 w celu ratowania środowiska pozwolono sobie zastosować motor 4-cylindrowy. T8 oznacza dodatkowe doładowanie mechaniczne oraz za pomocą turbosprężarki. A to wszystko połączone jest jeszcze z silnikiem elektrycznym. Trochę to skomplikowane, ale pozwoliło na uzyskanie 303 KM z silnika spalinowego oraz 87 KM z silnika elektrycznego. Moc przenoszona jest na koła za pośrednictwem ośmiobiegowej skrzyni Geartronic.
Volvo S90 T8 Recharged posiada napęd na 4 koła, ale to nie jest taki zwykły, konwencjonalny napęd, gdyż przednia oś napędzana jest jedynie przez silnik spalinowy, a tylna przez elektryczny. Niestety, powoduje to czasem zerwanie trakcji przy szybszym ruszaniu spod świateł. A jak już byśmy się bardziej rozpędzili to maksymalnie pojedziemy jedynie 180 km/h. Dlaczego? A no dlatego, że jest to nowy standard Volvo i wszystkie samochody mają elektroniczny ogranicznik do właśnie takiej prędkości. W Polsce jeszcze jeżeli jeździmy przepisowo to nie zwrócimy nawet na to uwagi, ale patrząc na naszych zachodnich sąsiadów, u których na wielu autostradach nie ma ograniczeń możemy się mocno zawieść. Zwłaszcza wtedy, kiedy pod maską mamy tyle koni.
Volvo S90 T8 Recharged jest wygodnie, ale…
…nie w tym celu klienci kupią tą 5-metrową limuzynę. Nagłośnienie Bowers & Wilkins (12 500 zł) pozwoli delektować się każdym kilometrem spędzonym na trasie, bądź zrelaksuje podczas stania w korku. A jak by nam to nie wystarczyło to funkcja masażu w perforowanych fotelach ze skóry Nappa nie pozwoli, aby doskwierały jakiekolwiek niedogodności. Jednak to tyle jeśli chodzi o kierowcę i pasażera z przodu. Na tylnej kanapie jest trochę inaczej. Jest bardzo wygodnie, tego nie można Volvo S90 T8 Recharged zarzucić. Ale podgrzewana tylna kanapa i rolety w szybach to są jedynie udogodnienia jakie tutaj spotkamy. Trochę szkoda, gdyż za tą kwotę spodziewalibyśmy się chociaż 3 bądź 4-strefowej klimatyzacji. Ciekawą opcją jest funkcja podnoszenia tylnej osi przy wsiadaniu i wysiadaniu. Przy tak niskim nadwoziu jest to ciekawy i dosyć fajny gadżet.
Dynamiczny, ale niezbyt agresywny
Po aucie o łącznej mocy silnika spalinowego i elektrycznego na poziomie 390 koni mechanicznych moglibyśmy się spodziewać wysokiej dynamiki jazdy oraz dobrych osiągów. Jednak w przypadku Volvo S90 T8 Recharged nie jest tak kolorowo. Przyspieszenie choć na papierze wynosi 5,1 sekundy do 100 km/h to nie wbija ono w fotel tak, jak byśmy się spodziewali. Może to dobrze? W końcu nie jest to sportowy samochód, a limuzyna, która bezpiecznie ma nas dowieźć z punktu A do B.
Ponadto, sama masa auta wynosząca prawie 2100 kg to nie mało. Ale nie jest też na tyle duża, żeby z wygodnego auta zrobić niestabilną łajbę, ciężką do manewrowania. Zasługą tego będzie zastosowane zawieszenie pneumatyczne i układ Four-C. Sterowanie nim odbywa się z panelu środkowego, gdzie mamy możliwość wyboru trybu jazdy. Co ważne, nie tylko zmienia nam się charakterystyka pracy silnika benzynowego i elektrycznego, ale również twardość i charakterystyka zawieszenia.
Wiele osób się pewnie już zastanawia czy jest aż tak źle. Otóż to jedynie moje narzekanie. Zapewne klienci takich aut nie są nastawieni na szybką jazdę, agresywne pokonywanie zakrętów, czy ściganie się od świateł do świateł. Tutaj mamy do czynienia z niczego nie zdradzającym po sobie „sleeper-em”, który jak tylko będzie trzeba to przegoni wszystkie hot-hatche spod świateł. A na co dzień będzie naszym przyjacielem w podróży, który swoją wygodą i spokojem bez problemu bezpiecznie zawiezie nas tam, gdzie tylko będziemy potrzebować. OK, nie wszędzie bo terenowy to nie jest, ale trasę Warszawa – Gdańsk pokona bardzo szybko. I to bez przymusowego wysiadania na rozprostowanie kości.
Volvo S90 T8 Recharged – hybryda plug-in w mieście, ale bez domowej ładowarki
Test ten niestety nie należał dla mnie do najłatwiejszych. Posiadanie hybrydy typu plug-in w apartamencie bez możliwości ładowania jest problematyczne. Sam z początku nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przecież powinno być parę ładowarek na północy Polski. Otóż były, ale nie tam gdzie mi były potrzebne.
Nawet jak już znajdziemy idealną dla nas stacje ładowania to nie jest powiedziane że spełni ona nasze oczekiwania. Na pierwszy ogień poszedł Green Way. Podłączyłem samochód i ku mojemu zdziwieniu na ekranie pojawiło się ładowanie na poziomie 3,7 kwh. Z taką prędkością to chyba dnia by mi nie starczyło na ten proces.
Po szybkim odpięciu ładowarki udałem się na kolejną, tym razem Niebieski Szlak. Tutaj ciekawiej, gdyż płacimy za ładowanie jednorazowo, a nie za wykorzystaną energię. Komputer pokazał około 3 godzin ładowania. Nie było tragedii, ale siedzenie w samochodzie przez tyle czasu nie należy do najprzyjemniejszych.
Najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji są ładowarki Orlenu, jednak jest ich stosunkowo mało, a najbliższa od mojej lokalizacji była oddalona o ponad 20 KM. Czyli zaczęło się to mijać z celem.
Dla osób, które mieszkają w miejscach z dostępem do gniazdka w garażu to inna sprawa. Codzienne ładowanie jedynie po 4,5 h pozwoli nam na bez emisyjne pokonanie ponad 40 kilometrów. I jest to zasięg, który można osiągnąć przy normalnej jeździe. Tryb hybrydowy pozwala nam również na skuteczne odzyskiwanie energii z hamowania. W zasadzie nawet przy całkowicie rozładowanej baterii w mieście jesteśmy w stanie uzyskać spalanie 7-8 litrów. Nie jest tak źle. Na trasie jest podobnie. Jedynie bardziej dynamiczna jazda oraz autostrada może spowodować zużycie na poziomie 10 litrów. Niekiedy jednak i kilkanaście litrów nie będzie problemem. Ten dwulitrowy silnik w końcu generuje ponad 300KM i 400 Nm.
Volvo S90 T8 Recharged – lekki lifting
Wprowadzone zmiany do gamy są w zasadzie niezauważalne. Wymagają one wprawnego oka i głębszego przyjrzenia się drobniejszym detalom. W wersji Inscription, jaką testowaliśmy, w przedniej części warto zwrócić uwagę na lekko przeprojektowany zderzak, który nabrał bardziej obłych kształtów. Zniknęły wyraźnie zaznaczone światła przeciwmgłowe, a przez cały zderzak biegnie teraz chromowana listwa.
Z tyłu zainstalowano sekwencyjnie zapalające się światła w technologii LED. Tylni zderzak też nabrał innych kształtów. Volvo pozbyło się widocznych rur wydechowych i co najważniejsze nie zdecydowało się na zaprezentowanie atrap. Wygląda to o wiele bardziej estetycznie. W końcu, jak na szwedzką limuzynę przystało.
Wygląd całościowo jest bardzo ponadczasowy. Pomimo paru dobrych lat Volvo S90 nie potrzebuje dużych zmian zewnętrznych, bo jest po prostu ładne. Nie jedna osoba zwróci na nie wygląd na ulicy. Zasługą tego jest zdecydowanie :
- perłowy lakier Crystal White Pearl (7300 zł)
- 20 calowe 8 ramienne felgi Black Diamond ( 8030 zł).
Dlaczego nie dla mnie?
Chociaż Volvo S90 T8 Recharged jest autem kompletnym i spodoba się niejednej osobie (sam należę do tego grona), to jednak zdecydowałbym się na silnik diesla. Sam jak wspomniałem, infrastruktura ładowarek elektrycznych pozostawia wiele do życzenia. Obecnie Orlen stara się zmienić tą sytuację w Polsce, ale jeszcze potrzebujemy dobrych kilku lat, żeby w ogóle myśleć o niekonwencjonalnych napędach. Z drugiej strony jestem jeszcze osobą młodą i szukającą adrenaliny. A Volvo? Jest dla osób dojrzałych, ludzi którzy szukają spokoju i bezpieczeństwa. A to ta marka zdecydowanie im to zapewni.
Cena? Prezentowany egzemplarz kosztuje bagatela koło 420 tysięcy złotych. Całkiem sporo.