Wydaje mi się, że trend „elektryków” się odwraca. Między innymi Porsche, marka ze Stuttgartu zaczyna mieć mocne obawy, patrząc na to, że samochody elektryczne sprzedają się coraz gorzej. Czyżby brak dofinansowań, realne podejście konsumentów i rosnące ceny prądu w końcu pokazały, że „bańka zaczyna pękać”? Wszystko zanosi się na to, że tak.
W szeregach marki Porsche pojawiają się stwierdzenia, że „transformacja na auta elektryczne zajmuje więcej czasu niż wydawało się nam 5 lat temu”. Jednakże czy coś się zmienia? Marka ze Stuttgartu wciąż planuje elektryfikację czterech z pięciu modeli. I to już do roku 2030! Na chwilę obecną tylko 911 pozostanie z nami w wersji spalinowej, chociaż mamy przecież hybrydowe 911 GTS. Całe szczęście, wariant ten pokazuje, że hybryda może być fajna. Niestety, inne modele sportowe takie jak 718 Boxster czy Cayman to od tego roku już przeszłość.
Dlatego też wydaje mi się, że elektryfikacja może być procesem nieodwracalnym. Czy aby napewno? Jest jeszcze nadzieja, że to jeszcze nie era elektryków, a tylko powolna niezbyt udana transformacja. Widać to w kwestii zainteresowania zakupem tego typu samochodów. Zresztą, Porsche otworzyło fabrykę paliw syntetycznych w Chile. To co z autami spalinowymi? Pozostańmy przy temacie tej niemieckiej marki produkującej auta sportowe. Niektórzy przedstawiciele Porsche wprost sugerują, że jest to „zależne od zapotrzebowania rynku i rozwoju elektromobilności”. Sami widzimy, że infrastruktura dla aut elektrycznych nie wygląda jakby miała się zdecydowanie poprawić do 2030 roku. Mało tego, wszyscy widzą odwrót od pojazdów elektrycznych, które tracą zainteresowanie potencjalnych nabywców.
Samochody elektryczne to przyszłość czy ślepy zaułek? Co sądzą o tym producenci aut?
Ford, który bardzo optymistycznie podchodził do zelektryfikowania całej gamy modelowej do 2030 roku… uwaga, zmienia zdanie. Przedstawiciele marki twierdzą, że zapotrzebowanie na samochody elektryczne nie jest takie, jakiego się spodziewali. Z analiz jasno wynika, że potencjalni klienci nie są zainteresowani pojazdami w 100% napędzanymi silnikami elektrycznymi. Dużą ciekawość kierują w stronę aut hybrydowych, co według mnie jest sensownym podejściem.
Osobiście nie jestem przekonany co do pomysłu pełnej elektryfikacji. Widać jednak po tym, jak Ford zdołał uśmiercić takie modele jak Fiesta w 2023 roku, Mondeo w 2022 (chociaż doskonale wiemy, ten sprzedawany jest w Azji), S-Max w 2023 roku czy nawet Focusa, który zniknie już w przyszłym roku, że marka nadal brnie w ten pomysł. Czy słusznie? Nie sądzę. Szczególnie dziwnym posunięciem jest to, że marka przywraca model Capri. Niegdyś piękne, sportowe auto oferowane jako zgrabne coupe. Oczywiście, nie tym razem, gdyż dostaliśmy… elektrycznego crossovera. Temat znany? Jasne, że tak. Mitsubishi również wskrzesiło Eclipse, jednak nie w takiej wersji, jaką doskonale pamiętamy. Efekt? Wszyscy wiemy ile nowych Eclipse jeździ po drogach.
Sprawdź przy okazji nasz test elektrycznego Opla Astry. To nie jest auto na nasze polskie nerwy.
Volkswagen już wie, że ślepe dążenie do pełnej elektryfikacji nie było dobrym pomysłem
Ford czy Porsche to nie jedyni producenci, którzy mają ostatnio spore problemy. W koncernie VAG dzieje się zdecydowanie najgorzej. Słabnąca sprzedaż modeli ID z grupy Volkswagena już sprawiła, że budżet wynoszący aż 180 mld euro, który miał trafić na produkcję elektryków, został zrewidowany i 1/3 z tego będzie przeznaczona na rozwój aut spalinowych. Czyżby Niemcy wiedzieli, że pomysł zakazu sprzedaży nowych aut spalinowych po 2035 już trafił do kosza? Nie wiem, choć się domyślam.
Bugatti i Lamborghini swoimi nowymi rozwiązaniami również pokazują, że klienci super samochodów nie kierują się w stronę elektryków. Dziwi to kogoś? Nie ma nic lepszego niż potężny „ryk” silnika w sportowych autach. Wyobrażacie sobie np. Pagani Zondę R, który odjeżdża w ciszy? Nawet Audi mimo ostatnich zmian w nazewnictwie powoli sugeruje możliwą przerwę produkcji modeli Q8 E-Tron i Q8 Sportback E-Tron z racji malejącej sprzedaży. A co ciekawe, do sprzedaży trafił przecież model A5, który w wariacie S5 otrzymał 3-litrową benzynę pod maską!
Historia lubi się powtarzać. Samochody elektryczne nie wygrają ze spalinowymi
Czy oznacza to, że klienci jeszcze mają coś do powiedzenia i słupki sprzedażowe mówią same za siebie? Zresztą, o czym ja piszę – przecież to właśnie zainteresowanie klientów powinno sugerować producentom to, co powinni tworzyć. Jeśli samochody na prąd byłyby tak świetne, każdy bez jakiś zakazów, nakazów i przykazów porzuciłby swoje spalinowe auto, prawda? Wystarczy spojrzeć w stronę telefonów. Czy ktoś zmusił nas do korzystania ze smartfonów? Oczywiście, że nie. Zrobiliśmy to sami, gdyż uznaliśmy, że jest to lepsze rozwiązanie. Kto wie, może na elektryki przyjdzie jeszcze czas, lecz z pewnością nie prędko. Sami producenci sami zaczynają powielać tę myśl. I słusznie. Czas przestać oszukiwać siebie i klientów wmawiając, że to taka świetna rzecz.
Japończycy idą swoją drogą
Chyba tylko w szeregach japońskich producentów samochodów wizja elektrycznej przyszłości nigdy się nie zrodziła. Sam szef Toyoty, Akio Toyoda powtarza, że rynek elektryków nigdy nie przekroczy 30% ogólnej sprzedaży. Zapotrzebowanie podzieli się między hybrydy, auta wodorowe i tradycyjne spalinowe pojazdy. Powtarza też, że producenci powinni skupić się na zapotrzebowaniu klientów i to właśnie im pozostawić decyzję o przyszłości rynku motoryzacyjnego. Słusznie? Jasne, że tak.
„Produkowanie drogich aut elektrycznych i ograniczanie możliwości podróży w czasach, kiedy miliard ludzi żyje bez prądu, nie jest rozwiązaniem. (…) Silniki spalinowe z nami zostaną” – Akido Toyoda. Zgadzacie się ze słowami szefa Toyoty?
Elektryk lepszy ? Jak dla kogo…Jeżeli ktoś jeździ tylko po mieście, to może i tak… Ale dla mnie, gdzie moje trasy mają przeważnie po 500-700 km, elektryk jest absolutnie nie do przyjęcia ze swoim obecnym zasięgiem i czasem ładowania! Jedź nie szybciej niż 100km/h, wyłącz klimę/ogrzewanie, i wypatruj stacji ładowania – dramat!
Zgadzam się w stu procentach. Zresztą, producenci pokazują, że chyba to poszło nie w tą stronę, w którą powinno. Przykłady? Porsche zastanawia się nad tym, by wkładać silniki spalinowe do elektryków… 🙂
Śmieszą mnie artykuły ludzi którzy testują auta a nigdy nie używają ich miesiącami czy latami. Mój pierwszy elektryk kupiłem 9 lat temu ładowanie i zasięg starczał na operowanie tylko w granicach miasta. Ale spisywał się świetnie nawet przy zasięgu 130 km. Drugi elektryk kupiłem nowy z zasięgiem 450 km. I używam go w zasięgu niemal całej Europy. Teraz przymierzam się do następnego elektryka o zasięgu 680 km. Który ładuje się szybciej niż nalewa paliwa do baku. I następny też będzie elektryczny bo jest lepszy niż jakiś konwencjonalny samochód. I nie miałem żadnych problemów z autem elektrycznym a łącznie przejechałem ponad 310000 km. Dwoma elektrykami a przed nimi miałem 9 innych aut konwencjonalnych i wiem że auto elektryczne jest lepsze.
Nie chce mi się wierzyć, że ładujesz auto szybciej niż nalewa się do baku paliwo. Mi zajmuje to max 5 minut (z uiszczeniem opłaty). Ty w 5 minut co najwyżej połączysz się z ładowarką, a kolejne 40 – 60 minut spędzisz przy słupku. Zasięg 680 km? Ciekawe który to model. Tak czy inaczej, może i te 600 jest dziś realne, jeśli jeździsz max 100 km/h i masz idealną pogodę. W innych przypadkach sam siebie oszukujesz i wmawiasz innym jakie to wspaniałe rozwiązanie.