Ostatnie wiadomości dotyczące Gwiezdnych Wojen nie należą do pozytywnych. Rezygnacja z kontynuacji serialu Akolita wywołała spore zamieszanie w sieci. A co ze światem gier? Czy Star Wars Outlaws to tytuł, który zachwyci fanów tego uniwersum? Czy naprawdę ma tak duże podobieństwo do serii Assassin’s Creed? Sprawdźmy to!
Osobiście do wielkiego grona fanów Gwiezdnych Wojen nie należę, ale gdy jakiś materiał dotyczący tego uniwersum „nawinie mi się na ekran„, z ciekawością wchodzę z nim w interakcję. Dlatego też, kiedy okazało się, że klucz do gry Star Wars Outlaws trafił do naszej redakcji, z pośpiechem usuwałem zbędne gry z dysku mojej konsoli PlayStation 5 i „grzałem” kontroler. Pierwsze wrażenia po odpaleniu tego tytułu były naprawdę pozytywne i czułem, że mamy tutaj do czynienia z grą, która rzeczywiście odda ducha uniwersum stworzonego przez George Lucasa. Czy takie same wrażenia towarzyszyły mi podczas kolejnych godzin z grą? I tak i nie.
Kay Vess do główna bohaterka Star Wars Outlaws i jest nijaka
Może zacznijmy od bohaterki fabuły Star Wars Outlaws, czyli Kay Vess, która nie została napisana z myślą o tym, aby skraść serca graczy. Wydaje się, jakby scenarzyści nie mieli pomysłu na stworzenie ciekawej postaci, więc poszli na łatwiznę i wygenerowali bardzo prostolinijny charakter, który chce wydostać się ze swojej niedoli. Bohaterka co chwila mówi o kredytach potrzebnych do wyrwania się z planety Cantonica, na której rozpoczyna się fabuła gry. Wydaje się, że zbieranie kasy jest misją życiową Kay, która jest swego rodzaju najemnikiem wykonującym różne zlecenia, jednak bohaterka nie jest postacią, z którą nawiązujemy jakąkolwiek relację (przynajmniej w moim przypadku).
Przeczytaj także: Madden 25. Tytuł od którego EA FC może się sporo nauczyć
Z pewnością nasze serca skrada kompan Kay, Nix stworek, który jest naszą prawą ręką. To on otwiera drzwi, przynosi nam porozrzucane po kątach skarby, odwraca uwagę kamer i jest naszą pierwszą linią ataku, kiedy z ukrycia chcemy zaatakować wrogów. To z pewnością jedna z największych zalet gry Star Wars Outlaws. Podczas fabuły spotykamy kilka postaci, które dołączają do naszej załogi i przyznaję to z żalem, ale wydają się one ciekawsze, niż nasza bohaterka. W tym przypadku Ubisoft się nie popisał, bo główny bohater fabuły powinien być jej najciekawszą i najmocniejszą stroną, a tak po prostu nie jest.
Świat gry i dość dziwne mechaniki, które wymagają poprawek
Nasza przygoda zaczyna się na planecie Cantonica, a następnie fabuła prowadzi nas na Toshara, Kijimi, Akiva i Tatooine. Star Wars Outlaws to z reguły gra open world, która na nieszczęście gracza wprowadza skuteczne ograniczenia eksploracji – miasta nie są mocno rozbudowane, a otwarte obszary wyglądają podobnie. Tytuł nie wygląda dobrze (nie mam na myśli przerywników wideo, bo te prezentują się świetnie), choć oprawa graficzna jest kolorowa, a to lubię.
W przypadku wersji na konsolę PS5 mamy do czynienia ze spadkami FPSów, zanikaniem ostrości, czy pozostawiającą wiele do życzenia rozdzielczością, a mówimy tutaj o grze działającej w trybie wydajności. Nie tak to powinno wyglądać w przypadku tak dużego tytułu AAA i przede wszystkim od tak znanego producenta, jakim jest Ubisoft. Mam nadzieje, że w przyszłości dostaniemy jakąś łatkę optymalizującą, ponieważ pod tym względem gra po prostu zniechęca.
Rozgrywka też nie jest nieskazitelna i deweloperzy zastosowali tutaj kilka mechanik, które nie mają sensu. Przede wszystkim niektóre animacje wyglądają nienaturalnie, a kolizje – czy to z obiektami stojącymi, stworzeniami czy innymi pojazdami wyglądają wprost komicznie. Nasz ścigacz odbija się tak bardzo nienaturalnie, a Kay leci bezwładnie tak daleko, jak Adam Małysz w swoich najlepszych czasach, kiedy bił kolejne rekordy. Nie wygląda to dobrze. Kay, np. nie weźmie ze sobą na drabinę znalezionej broni, bo ta od razu wypada jej z rąk, a jej atak ogranicza się tylko do strzelania z blastera i nokautu dłońmi. Żadnych specjalnych ruchów.
Zresztą, poruszanie się po planetach ogranicza się tylko do jednego pojazdu – ścigacza posiadanego przez główną bohaterkę. Możemy go ulepszać, jednak brak możliwości wejścia do jakiegokolwiek pojazdu stojącego przy barze czy stacji, jest po prostu niezrozumiałe. Ubisoft z jednej strony daje nam wolność eksploracji planety, a z drugiej ogranicza nas do narzuconych przez deweloperów elementów.
Zadań w Star Wars Outlaws jest sporo – zarówno w wątku głównym, jak i tych pobocznych. Problem polega jednak na tym, że są one do siebie łudząco podobne i w głównej mierze polegają na skradaniu się. Dlatego też we wstępie tego tekstu wspomniałem o serii Assassin’s Creed. Gra imituje serię o asasynach – walka i atak z ukrycia wygląda topornie, animacje skakania z przeszkody na przeszkodę zwisając z krawędzi dają mi poczucie lewitacji, niewyjaśnione upadki z krawędzi itd. Sposób wykonywania misji też jest nam narzucony – idź tu, wybierz ten szyb wentylacyjny, schowaj się tutaj. Rozumiem nakierowanie gracza, jednak ograniczenie jego kreatywności wychodzi tutaj na złe.
Nie wszystko jest jednak takie złe
Żeby nie było tak szaro, Star Wars Outlaws wprowadza kilka wciągających rozwiązań, które pozytywnie zaskakują. Przede wszystkim, mamy możliwość latania i walki w kosmosie, minigry, a także system reputacji dla poszczególnych frakcji, który ma rzeczywiste oddziaływanie podczas rozgrywki. Gdy nasza reputacja u jednej z trzech frakcji jest pozytywna, bez problemu możemy poruszać się po obszarach będących pod ich władzą, możemy także liczyć na ich pomoc czy wykorzystywać ich zasoby. Jeśli znajdziemy się na terytorium frakcji, u której nasza reputacja jest zła, musimy przygotować się na konfrontację.
Podczas fabuły znajdzie się kilka ciekawych misji i nawiązań do historii opowiedzianych we franczyzie Gwiezdnych Wojen. Pojedynki w kosmosie, kiedy strzelamy się z myśliwcami TIE wypadają dobrze, sterowanie statkiem także jest przyjemne i od razu przypominają mi się czasy Battlefront 2, gdy siedziałem godzinami i mierzyłem się z innymi graczami. Pojedynki z Imperium, choć ograniczone do minimum, dają nutkę ekscytacji, zwłaszcza jeśli znajdujemy się na jakimś wielki krążowniku imperialnym. Gra ma wiele dobrych momentów.
Do gustu przypadła mi mechanika otwierania zamków – bardzo ciekawe rozwiązanie opierające się na naszym zmyśle słuchu. Aby otworzyć zamkniętą skrzynkę, musimy zsynchronizować spust kontrolera ze schematem dźwiękowym. Ten różni się w zależności od zamka. Hakowanie komputerów to też prosta, a przyjemna łamigłówka – mamy odgadnąć odpowiedni ciąg liczb z określonej puli.
Podsumowanie. Nie tego oczekiwaliśmy
Gra ma kilka niezrozumiałych rozwiązań, które w innych tytułach są czymś normalnym. Tytuł nie spełnia oczekiwań graficznych – potrzebuje kilku aktualizacji i łatek w celu poprawienia optymalizacji i może też wprowadzenia brakujących oraz usunięcia irytujących mechanik. Widać, że Ubisoft chciał stworzyć grę, która spełni oczekiwania fanów, zwłaszcza tych wygórowanych, które pojawiły się po pierwszym trailerze gry, jednak multum niedociągnięć w wielu kwestiach skumulowałi się na tyle, że Star Wars Outlaw to gra tylko lekko ponadprzeciętna, aczkolwiek miewająca swoje dobre, a nawet bardzo dobre momenty.