Niby niemiecki, a jednak nasz, polski. Volkswagen Caddy California to samochód produkowany w Polsce, w Poznaniu. Początkowo może się wydawać, że to kamper. Nic bardziej mylnego, powiedziałby jeden z youtuberów. Czym więc jest Caddy w takim wariancie? Otóż… to skomplikowane. Postaram się jednak zapoznać Was z tym samochodem, gdyż, uwierzcie, jest to model godny uwagi.
Na wstępie zaznaczę, iż Caddy najnowszej generacji nie jest dla nas… nowością. Auto pojawiło się już w wersji kombivan, natomiast tekst o wariancie typowo roboczym, z tak zwaną paką, jest w trakcie tworzenia przez Kacpra. Mi przypadła chyba najfajniejsza wersja. Volkwagen Caddy California to model, który ma łóżko oraz kuchenkę gazową. To oznacza, że możemy nim spokojnie podróżować… gdziekolwiek. Oczywiście, mam na myśli miejsca, gdzie faktycznie możecie zostawić auto, rozłożyć łóżko i pójść spać. Wydaje mi się jednak, że w przypadku tak kompaktowego vana, nie będzie problemu nawet wtedy, gdybyście stanęli na dowolnym parkingu czy poboczu.
Volkswagen Caddy California lubi dalekie podróże
Auto, które prezentuję zdecydowanie należy do długodystansowców. Dlaczego? Silnik wysokoprężny o pojemności 2-litrów generuje 122 KM i 320 Nm momentu obrotowego. Niewiele i faktycznie, katalogowe przyspieszenie do setki trwa aż 11,5 sekundy. Silnik współpracuje z 7-biegowym automatem DSG. To połączenie zapewnia rewelacyjne wyniki spalania. W trasie mówimy o 4 – 4,5 litra na setkę. W mieście jest to 6 – 7 litrów. Drogi ekspresowe i autostrady to również 6 – 7 litrów. Zbiornik paliwa o pojemności 55 litrów sprawia, że przy spokojnym podróżowaniu przejedziecie nawet tysiąc kilometrów bez konieczności tankowania. Ale czy da się aż tyle przejechać?
Da się! Bez problemu zrobicie nawet bardzo długie trasy. To dziwne, bo przecież mamy do czynienia ze „zwykłym” vanem i zwykłymi, materiałowymi fotelami. A jednak, auto prowadzi się dobrze i jest na swój sposób bardzo komfortowe. Dzięki temu, jeżdżąc spokojnie, bez szaleństw, kilkaset kilometrów w kabinie Caddy California nie zrobi na was żadnego wrażenia.
Jak na vana, wygląda nieźle
Volkswagen Caddy California, który miałem okazję testować wyróżniał się efektownym kolorem. Nie wiem jak go określić, a więc przedstawię nazwę z palety konfiguratora. Jest to Golden Green Zielono-złoty metalik. Wygląda świetnie prawda? Nie sposób przejść obok tego samochodu obojętnie. Osoba projektująca karoserię wykonała kawał dobrej roboty. Świetnie wyglądający front z efektownym projektem zderzaka i fajnie wyglądającymi reflektorami LED. Linia nadwozia z licznymi przetłoczeniami i tył, na którym widzimy ogromną klapę bagażnika i świetny design reflektorów. Wiem, brzmi to trochę jak zachwyt, ale serio, o ile wszystkie „kangury” i „dobla” to nuda, VW Caddy wygląda nowocześnie i ładnie. Nawet w wersji cargo!
Wnętrze Caddy California
Cóż, o ile nad karoserią można się „zachwycać”, w przypadku kabiny przydałoby się trochę polotu i finezji. Jest tu tak jakoś szaro, plastikowo, nudno. A przecież to California! Gdzie to słońce, plaża, imprezy, dziewczyny? Halo, Volkswagen! Co tu poszło nie tak? Co gorsze, konfigurator nie pozwala zmieniać w kabinie zupełnie nic. Ma być tak jak zaproponował i tyle. Ja, ja, naturlich.
To, że wieje nudą, nie oznacza, że brak tu ergonomii. Oj, tego zarzucić nie można. Centralnie umieszczony ekran oferujący Android Auto i Apple CarPlay działa wzorowo. Oczywiście, żywcem z Golfa przeniesio system multimedialny, dlatego ktoś, kto już z nowymi autami marki VW miał do czynienia, będzie czuł się w Caddy jak ryba w wodzie.
Liczne schowki, uchwyty, a nawet fajnie ukryta ładowarka indukcyjna. To może się podobać. Marudzić będę natomiast na przyciski do obsługi klimatyzacji. W nocy nie są podświetlane, a przynajmniej ja ich aktywować nie potrafiłem. Efekt? Szukajcie, a znajdziecie. Nie ma przełączania klimy w nocy i już. Na próżno szukać wam także portów USB – tych tradycyjnych. Wszędzie są USB typu C, dlatego proszę pamiętać o kabelku z taką końcówką. No, chyba, że z CarPlay łączycie się bezprzewodowo, to nie było tematu.
Volkswagen Caddy California, czyli niby kamper, a jednak nie kamper
Czy kierowca busa na kat. B ma kampera? Nie ma. A przecież w jego aucie znajdziecie łóżko, a nawet kuchenkę. Zupełnie jak w Caddy California! Dlatego też nie można traktować tego modelu jako pełnoprawnego kampera. Przynajmniej a tak uważam. Nie ma prysznica, miejsca na spanie jest bardzo mało, bo łóżko ma wymiary 198 x 107 cm. Jest to więc super wóz dla kogoś, kto na przykład jedzie na jakiś długi spacer w dzikie Bieszczady i nie ma czasu na szukanie noclegu. Ot, chce się przespać i iść dalej. Albo pojedzie na ryby, grzyby, jagody czy co tam sobie wymyśli na tyle daleko, że nie ma sensu wracać tego samego dnia do domu, a hotel i tak nie będzie potrzebny, gdyż rankiem wyruszy w podróż do miejsca zamieszkania. Oczywiście, wcześniej jedząc pyszne śniadanko, na przykład jajecznicę, którą ugotuje na palniku gazowym. Albo tak jak my, odgrzeje sobie pyszną zupę-krem z pora, po kilku-kilometrowym spacerze po lesie.
Żeby nie było zbyt idealnie
Nie ukrywam, na kilku funkcjach się zawiodłem. Volkswagen Caddy California posiada ogrzewanie postojowe. To normalne, prawda? Nikt przecież nie będzie spał jesienią czy zimą bez aktywnej funkcji, gdyż po prostu po chwili zamarznie. A tu zonk! Według instrukcji ma ono działać przez godzinę. W praktyce po dziesięciu minutach się wyłącza, a wy musicie aktywować zapłon, próbować je włączyć ponownie. Być może tylko ja miałem taki problem, ale zauważyłem, że kolega z innej redakcji również na to narzekał. Powodzenia w spaniu w takich warunkach. Lepiej zabierzcie dobry śpiwór i koc. I tak i tak się Wam przydadzą, bo to łóżko ma cienką gąbkę i nie do końca jest wygodne. Oj, w Grand Californi było o wiele wygodniejsze.
Kolejna rzecz to duże okno panoramiczne. Wygląda świetnie i jeśli myślicie, że będziecie mogli oglądać w nocy gwiazdy to… zapomnijcie. Jest tak mocno przyciemnione, że nie zobaczycie nic. Chyba wolałbym zwykłą szybę i jakąś roletę zamiast takiego rozwiązania. Jeśli chcecie posłuchać muzyki w nocy, również musi być aktywny zapłon. A co to oznacza? Oczywiście rozświetlenie wszystkiego wokół. Volkswagen Caddy California to mały van, dlatego ekran multimediów będzie rozświetlał kabinę. Na szczęście, nikt z zewnątrz nie zobaczy co robicie, gdyż w zestawie znajdują się zasłony podpinane na magnes. We wnętrzu, a konkretnie w przestrzeni bagażowej znajdziecie dwa rozkładane krzesła i stolik. Super sprawa! Mam jednak pewną uwagę – właśnie do bagażnika. Niestety, łóżko, szafka i kuchenka oraz wspomniany zestaw do biwakowania zajmują dużą część przestrzeni bagażowej. Dlatego lepiej przemyślcie jak się spakować, jeśli macie zamiar podróżować gdzieś dalej. Na szczęście, łóżko da się wyjąć, zyskując dużo miejsca co przyda się podczas użytkowania auta na co dzień.
Volkswagen Caddy California, czyli auto dla kogoś, kto lubi przygody
Zaznaczmy, że takie spontaniczne przygody. To świetny wóz dla kogoś, kto wymyśli, że czas jechać tu i tu, ale nie ma zamiaru rozkładać namiotu. Wszyscy wiemy jak jest – wciskanie w ziemię śledzi, ustawianie namiotu i delikatny stres związany z dzikimi zwierzętami. A takie Caddy California? Stajesz, rozkładasz łóżko, śpisz. Rano otwierasz bagażnik, przygotowujesz śniadanie i jedziesz dalej. Nie jest więc to kamper – chociaż według prawa do tego z racji kuchenki (dostępnej za dopłatą) takim autem się staje. Ja bym jednak go tak nie traktował.