Nowa limitowana edycja Abarth 595 Monster Energy Yamaha to idealne połączenie włoskiego stylu oraz barw Moto GP. Produkcja ograniczona do zaledwie 2000 egzemplarzy to kolejny etap na kartach Abartha. Ten model ma być zwieńczeniem sukcesów jakie odniósł motor teamu Yamaha YZR-M1.
Abarth 595 MONSTER ENERGY YAMAHA to idealny przykład na to jak z małego miejskiego samochodu można stworzyć maszynę do codziennej zabawy. Co prawda, nie jest idealny do codziennego użytkowania i wymaga pewnych wyrzeczeń, ale jako niedzielne auto sprawuje się wręcz perfekcyjnie. Można by rzec, że to po prostu kolejna nic nie znacząca edycja limitowana, ale prawda jest taka, iż każda jest unikatowa, a przy tym nierozsądna w zakupie. Bo dla kogo są takie auta? Chyba sam stałem się jedną z tych osób. A dlaczego?
Ostatni krzyk małych mocnych silników?
Kto by pomyślał, że w obecnych czasach, kiedy to wszyscy producenci, swoje małe miejskie samochody przekształcają na oszczędne hybrydy, bądź auta „stricte” elektryczne, znajdziemy markę, która powie: jeszcze nie pora na to. Taka właśnie jest marka Abarth. Idzie pod prąd, przecząc obecnym trendom. Co prawda nowy elektryczny Fiat 500 wygląda obłędnie. A gdyby jeszcze Abarth postarał się tam włożyć swój silnik to podbił by serca niejednej osoby. Ja mam tylko nadzieje, że ta marka się nie podda i wciąż będzie próbowała być swego rodzaju niszą na rynku i oferować takie wspaniałe małe potworki.
Zdecydowałem się nawet na chwilę refleksji i próbę znalezienia alternatywy. Ale po chwili zastanowienia nic nie przyszło mi do głowy. Co prawda jest VW UP Gti, ale on ma 115 KM co jest wynikiem o 50 KM słabszym. Mamy też Mini JCW, ale to jakby nie patrzeć półka wyżej, zarówno silnikowo jak i cenowo. [test Tomka znajdziecie klikając tutaj]
Abarth 500 czy 595?
Nazwy są dosyć mylące. Chociaż swoją przygodę marka Abarth zaczynała od oznaczenia właśnie 500. Tak samo jak w przypadku Fiata, na podstawie, którego został zaprojektowany. Albo którym rzecz biorąc jest, tylko w jakby to ująć innej wersji. Pierwsze wersje, które zaczęły powstawać już od 2008 roku, czyli od samego początku produkcji Fiata 500. Wtedy pod silnik trafiała 135 konna wersja i z takim oznaczeniem (czyli 500) dotrwała do aż 2012 roku. Wtedy zadecydowano o zmianie oznaczenia na liczbę 595, która jest używana po dziś dzień. Co prawda czasem pojawia się jeszcze odmiana 695, ale to temat na całkowicie nowy artykuł.
Odmiana 595 występuje zarówno w wersjach 160 i 180 konnych. Te mocniejsze miały w zwyczaju występowanie ze zautomatyzowanymi skrzyniami i nie przyjmowały się zbyt pozytywnie. Uwierzcie mi, że nie ma bardziej znienawidzonej przeze mnie skrzyni automatycznej. Nasza wersja Abarth 595 MONSTER ENERGY YAMAHA jest przykładem kolejnej limitowanej edycji do 2000 sztuk. Jednak pojawia się pytanie, czy aby nie ostatniej?
Ładna ta „pięćsetka”
Kilkunastoletni staż rynkowy pokazuje, że 500’tka wciąż ludziom się podoba i znajduje coraz to nowszych zwolenników. Nie ma chyba drugiego tak stylowego i małego autka w tak dobrych pieniądzach. [o wadach i zaletach Fiata 500 pisał Daniel]
Ale wracając do designu, to testowany przez nas egzemplarz wygląda trochę jak zabawka dla dużego dziecka. Zewsząd znajdujemy napisy Yamaha, czy logo Monstera. Normalnie jak jakaś rajdówka. Na pierwszy rzut oka, dla osób, które nie są na bieżąco z motoryzacją wygląda to jakby sam użytkownik to dodał. Dopiero plakietka po bokach z napisem Yamaha Racing Factory i plakietka w środku, o limitowanej edycji świadczą o tym, że jest to jednak przemyślany zabieg marki Abarth. Na moje oko wygląda to obłędnie. Dodaje jakieś 15 koni więcej. Ponadto rasowość Abartha podkreśla lakier typu bicolore: Czarny Scorpione/Niebieski Podio połączony z oksydowanymi czarnymi 17-calowymi felgami.
Styl inspirowany jest barwami w jakich jeżdżą Valentino Rossi oraz Maverick Vinales z MotoGP. Poza tym z tyłu w oczy rzucają się 4 końcówki układu wydechowego „Record Monza”, z których wybrzmiewa całkiem przyjemny i głośny dźwięk. Pozostały wygląd jest dobrze nam znany, gdyż nie ma dużych zmian w porównaniu z innymi wersjami.
Po kąśliwym wyglądzie środek nie jest dużym zaskoczeniem. Co prawda są sportowe fotele z logiem Yamaha oraz Monster, grubsza kierownica i co najważniejsze zamiast przycisku City mamy Sport. I to tyle. Dużo więcej nie różni się od standardowego Fiata 500. Ale to dobrze, bo samo wnętrze jest przemyślane i bez zbędnych bajerów. Ważne, że mamy system Uconnect z Apple CarPlay i do tego opcjonalne nagłośnienie Beats. Ale żeby nie zapomnieć o tym gdzie siedzimy to i nawet logo „500” się ostało, natomiast pozostałe logotypy zostały zamienione na te ze „skorpionem”.
Serce naszego Skropiona
To tutaj podziało się najwięcej. Pod maską ląduje dobrze znane i lubiane 1.4 T-Jet. Generuje 165 KM przy 5500 obr/min oraz 230 Nm przy 2250 obr/min (w trybie Sport). Ale co najważniejsze za doładowanie odpowiada turbina Garret GT 1446. Cała ta kombinacja pozwala na sprint do „setki” w 7,3 sekundy. Nie jest to jakoś bardzo szybko, ale zdecydowanie wystarczająco jak na tak małe autko.
Ale to nie wszystko. Nie obeszło się również bez odpowiedniego zawieszenia i układu hamulcowego.
Abarth 595 MONSTER ENERGY YAMAHA posiada z przodu: kolumny McPherson ze stabilizatorem poprzecznym oraz amortyzatory teleskopowe z zaworem FSD, połączone z wentylowanymi i nawiercanymi tarczami o średnicy 284 mm. Z tyłu natomiast: Belka skrętna ze stabilizatorem poprzecznym oraz amortyzatory KONI z zaworem FSD, połączone z nawiercanymi tarczami o średnicy 240 mm .
Pokazuje to jedynie, że Abarth bardzo na poważnie podchodzi do swoich samochodów i produkuje zabawki, które są idealne zarówno do miasta jak i na tor. Szkoda jedynie, że Yamaha bardziej nie grzebała w silniku bądź zawieszeniu.
Jak jeździ Abarth 595 MONSTER ENERGY YAMAHA?
To chyba jedyne pytanie na które czekają potencjalni klienci. Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem walorów jezdnych, ale i trochę zawiedziony, bo wiem, że można było więcej. Zacznę może od tego, że niestety nie miałem możliwości przetestowania go na torze, ale znalazłem dzień na udanie się na bardziej kręte i wymagające drogi.
Największy żal mam do faktu, że jest to wersja, przy której „miał” pracować zespół Yamaha Factory Racing. Osobiście oczekiwałbym więcej, np. żeby to była chociaż mocniejsza – 180 konna wersja zamiast tej 165 konnej. I może, aby był wyposażony w akcesoryjny wydech Akrapovic, żeby jeszcze bardziej poprawić walory akustyczne. Poza tym jest wręcz świetnie. Jak na tak małe auto prowadzi się znakomicie. Dobrze trzyma się drogi, choć przy wysokich prędkościach trzeba kurczowo trzymać kierownicę bo zawieszenie przenosi dosłownie każdą nierówność na układ kierowniczy.
W trybie Sport, którego używałem przez większość testu jest naprawdę twardo. Ale to tak jakbyśmy siedzieli na drewnianym stołku. Wiadomo, ustawienie jest stworzone pod jazdę na torze, ale pozwoliło mi to na fajny taniec między gdańskimi dziurami w jezdni. I to dlatego, że właśnie czuć każdą, dosłownie każdą nierówność. W zwykłym trybie już jest lepiej i można poczuć się jak w podstawowej 500. Układ kierowniczy też jest zmienny w zależności od wybranego trybu. Działa odwrotnie jak City. Po wciśnięciu Sport układ kierowniczy sporo się utwardza, czujemy się prawie jak w aucie bez wspomagania. Dodatkowo spory moment obrotowy jak na takie autko powoduje, że przy dynamicznym przyspieszaniu toczymy lekką walką z tym gdzie chcemy jechać. Wrażenia z jazdy są wręcz nie do opisania. Jeszcze ten wydech, który budzi się do życia przy 3000 obr/min. Coś wspaniałego.
Czy taki Abarth nadaje się na co dzień?
Jeśli macie w miarę równe drogi w mieście, a potrzebujecie małego auta sprawiającego radość z jazdy to czemu nie. Natomiast jak dla mnie Abarth 595 MONSTER ENERGY YAMAHA to auto tzw. trzecie w rodzinie. Które nie służy do codziennej jazdy, a co najwyżej żeby w niedziele wieczorem z otwartym szyberdachem i muzyką „na full” pojechać na tor i się pobawić.
Niektórzy powiedzą, że przecież małe to i idealne do miasta. Oczywiście mają rację, jednak promień skrętu w tym aucie jest tragiczny. Skręca dosłownie jak limuzyna. Możliwe, że jest to zasługa sportowego zawieszenia i układu kierowniczego. Ponadto auto jest strasznie twarde w trybie SPORT. W normalnym trybie jest całkiem przyjemnie – w miarę miękko i jedynie odczuwa się krótki rozstaw osi i belkę skrętną z tyłu. Wyższe prędkości typu 140 km/h na autostradzie to żadne wyzwanie, a przy tym jest w miarę komfortowo.
Na trasę auta odradzam. Może i jest wygodnie, ale bagażnik 165 litrów nie robi wrażenia. Bak ma 35 litrów, więc częste tankowanie nie jest wykluczone. Miejsca z tyłu jest tak mało, że sam nawet nie sprawdzałem czy się zmieszczę. Auto paliło mi średnio podczas testu około 10 litrów. Przy czym raczej go nie oszczędzałem, bo nie do tego został stworzony. Co prawda w trasie 7-8 litrów jest osiągalne, ale 5-biegowa manualna skrzynia sprawia, że przy 120 km/h mamy już 3 tysiące obrotów, a to już połowa zakresu. 218 km/h jest do uzyskania tym autem bez problemu, ale to walka jak z bykiem na rodeo.
Jeśli chcecie coś więcej sprawdzić na temat Abartha to zapraszam na ich stronę [tutaj].