Kolejny dzień, kolejny płonący elektryk. W środowe popołudnie w USA zapaliła się Tesla Model S. Ciekawsze jednak jest to, że samochód stał na złomowisku od kilku miesięcy, a jak zeznali pracownicy placówki samochód samoczynnie stanął w płomieniach.
Na złomowisku zapaliła się Tesla. Sama z siebie.
Pożary pojazdów elektrycznych są niezwykle problematyczne, ponieważ bardzo trudno je okiełznać. W ich gaszeniu konieczne jest użycie znacznych ilości wody, a sama procedura jest skomplikowana. Ugaszenie pożaru to jedno, jednak po tym procesie najlepiej przewieźć auto w bezpieczne miejsce, ponieważ ogniwa baterii mogą ponownie stanąć w płomieniach. Najczęściej takim miejscem jest złomowisko, jednak w tym przypadku to nie było rozwiązanie.
Przeczytaj także: Dostała zastępcze auto elektryczne. Spaliło jej dom!
W Rancho Cordova w USA zapaliła się Tesla Model S. Auto stało już na złomowisku od trzech miesięcy z powodu zalania podczas powodzi… i nagle stanęło w płomieniach. Jak poinformowali pracownicy złomowiska, samochód po prostu stał, nie był ładowany, kiedy nagle zauważyli dym, a potem pojawiły się płomienie. Wszystko działo się w mgnieniu oka. Na miejsce oczywiście została wezwana straż pożarna, a reakcja musiała być natychmiastowa, ponieważ na złomowisku stały auta takich marek jak Bentley, Lamborghini czy Ferrari.
Strażacy użyli sprytnych metod gaszenia
Strażacy mieli trudności z przesunięciem wcześniej uszkodzonego auta. Aby skutecznie ugasić auto elektryczne trzeba kierować wodę w kierunku akumulatorów. Do takich akcji wykorzystuje się specjalne kontenery wypełnione wodą, jednak nw tym przypadku nie dało się tego zrobić, dlatego też strażacy wykorzystali wózek widłowy.
Wózek widłowy, który najpewniej był wyposażeniem złomowiska był niezwykle pomocny w całej akcji. Dzięki niemu strażacy podnieśli bok samochodu, co dało im dostęp do baterii, które stanęły w płomieniach. Tym samym kierowali strumień wody bezpośrednio na akumulatory auta.
Źródło: Metro Fire of Sacramento